Pierwszy dzień zajęć. Szkoła znajduje się niedaleko stacji Nowosłobodskaja. Najpierw spotkanie wszystkich nowych studentów – kilkanaście osób z różnych uniwersytetów, w tym Betty i Rachel z mojego. Potem podział na grupy, jak zwykle trafiam do najlepszej 😉 Nazywają ją polską grupą, bo wszystkie Polki tam trafiają. Grup razem jest siedem, po ok. siedem osób w każdej. Część studentów jest tutaj na 36 tygodni, tj. cały rok, i my do nich dołączamy. Oni mają zajęcia już od początku lutego, za to wyjeżdżają już 5. czerwca, a my dopiero 20. Z mojego uniwerku dotyczy to Laury, nikogo więcej niestety nie ma 🙁 Część osób była na pierwszy semestr, teraz są w St. Petersburgu czy innych miastach. Tym razem nie ma nikogo tylko na 13 tygodni, wszyscy przyjechali na 18. Ja dołączam do grupy gdzie są już trzy Polki, dwie Angielki, i oprócz tego dołącza ze mną jeden Szkot. Wydaje mi się, że po raz kolejny jestem na wyższym poziomie niż cała reszta – nauczycielki pytają się mnie, jak to się stało, że tak dobrze mówię po rosyjsku (wnioskuję, że gdybym mówiła tak samo jak te Polki, to by się mnie nie pytały, bo by było oczywiste, że to dlatego, że jestem Polką). Podczas krótkiej rozmowy przed rozdzieleniem nas na grupy pytają się mnie również, czy uważam, iż Rachel powinna znaleźć się w naszej grupie, na co odpowiadam, że nie – OK, ona zrobiła niesamowite postępy jak na dwa lata nauki i fakt, że jest Angielką, ale raz, że ma nadal ma ogromne problemy ze sklecaniem zdań do kupy, a dwa, że jest okropnie irytująca podczas zajęć (zapewniam, nie tylko ja tak myślę) – umieszczają ją więc w niższej grupie. I’m evil :>
Trochę szkoda, że wszystko jest tak zorganizowane, od razu rozchodzimy się na grupy i prawie już nie widuję się z nowo przybyłymi, nawet nie zdążyłam zapamiętać ich imion ani wymienić się numerami telefonu. A ci, którzy są tutaj już od pół roku, wydają się być mało zainteresowani fresherami, poza tym spotykamy się tylko na zajęciach i mamy wspólnie jedną piętnastominutową przerwę, tak więc jest naprawdę mało okazji na socialising. Chyba moja plany bycia bardziej sociable w tym semestrze spalą na panewce 😮 Wiem, że co niektóre osoby wynajmują mieszkania, więc może będą jakieś domówki, bo na wyjście do pubu nawet nie będzie mnie stać… Podobno Zahrah, która mieszkała z Liubą przede mną, znalazła ze znajomymi kwaterę w samym centrum za mniej niż tutaj płaciła, ale – również podobno – miała ogromne szczęście, bo prawie się to nie zdarza. Czasem sobie myślę, że ja to szczęścia w ogóle nie mam. Szczególnie jak słyszę, że Monika, jedna z tych Polek, zajmuje się dziećmi jakiegoś polityka (dokładnie nie wiem, jako niania czy uczy je czegoś) – jak to jest, że każdy sobie potrafi zawsze coś takiego załatwić? Już nie mówiąc o tym, że wszystkie Angielki w pięć minut od przyjazdu dostały pracę jako korepetytorki angielskiego dla dzieci, i nawet nie musiały niczego szukać ani załatwiać, ta praca sama do nich przyszła…