Podróż w nieznane

05.09.2008

Wyjazd ze Słupska o 22.30 1. września 2008. Przyjazd do Pietrozawodska – 7.00 rano 4. września. 56 godzin podróży. Ekstrim, jak mówią Rosjanie 😉

Autokar linii Ecolines wyjeżdżał z Warszawy o 6.15 rano – w moim przypadku spóźnił się pół godziny. Stewardessa i kierowca mówili po rosyjsku, a informacja podawana była po litewsku, rosyjsku i niemiecku, bo autokar, jak się okazało, jechał z Niemiec. Po polsku już im się nie chciało 😉

Czekając na autobus, poznałam Polkę, Kasię, która jechała sama na miesiąc do Mongolii. SAMA. Niestety przesiadła się już w Marijampolu (blisko granicy polsko-litewskiej), bo jechała najpierw do Moskwy, więc długo nie porozmawiałyśmy. Z Moskwy miała lecieć samolotem do Irkucka, a stamtąd pociągiem do Mongolii. Wymieniłyśmy się numerami telefonów. Pomyślałam, że warto znać osobę, która lubi podróżować nie tylko po kurortach Europy Zachodniej (tak, panie Kamilu wygodnicki, to do Ciebie ;))

Ja musiałam się przesiąść w Rydze (choć na bilecie napisane było – przesiadka w Marijampole, 30 min przerwy – niezły tam mają bałagan w rozkładzie jazdy). Niestety czeka się planowo bodajże 2.5h, ale na szczęście mój autokar się spóźnił i ja czekałam jakieś półtora. Swoją drogą jechały stamtąd o tej samej godzinie dwa autokary do St. Petersburga (?).

Ogólnie ta linia wydaje się dosyć… hmm… chaotyczna i improwizatorska, i nie wiem, czy jeszcze kiedyś skorzystam z ich usług (nie licząc powrotu). Dziewczyna, która jechała do Estonii, powiedziała mi, że miała jechać już poprzedniego dnia (bilet miała wykupiony), ale jej nie wpuścili. Wszyscy mieli na bilecie numer miejsca, a ja nie miałam (kupowała przez stronę biura podróży, a nie bezpośrednio od Ecolines) – no i okazało się, że i tak rezerwacja miejsca to fikcja, i pewnie stąd problemy z ilością miejsc w przypadku tej dziewczyny. Na dodatek na trasie Warszawa – Ryga podobno w autokarze była zapchana toaleta (osobiście nie sprawdzałam), a przez tyle godzin (bodajże 13 razem) tylko 2 razy był krótki postój na toaletę, i żadnego na posiłek (teoretycznie w autokarze był bufet, ale nie korzystałam – to byłby kolejny „ekstrim”).

W autokarze do St. Petersburga dostałam kartę migracyjną do wypełnienia, stewardessa mi pomogła. Bardzo miła, młoda dziewczyna, studentka, ma przyjaciół Polaków, może nawet uczy się polskiego – tak szczerze, to nie do końca zrozumiałam 😉 Ona także doradziła mi, że powinnam wysiąść na dworcu Witebskim i ze stacji Puszkinskaja pojechać metrem na dworzec Ładożskij. Dobry wybór, bo taksówka kosztowałaby 600 rubli (ok. 60 zł). Zważywszy, że to tylko kilka stacji metrem, pewnie taksówkarz myślał, że uda mu się na mnie zarobić. Nawet w Warszawie za dojazd na Etiudę zapłaciłam rok temu 40 zł, a wiem, że można było jeszcze mniej. No ale koleś przekonywał, że 400 rubli to było rok temu, a teraz jest 600. I mówił, że jak chcę mniej zapłacić, to mogę stopa wziąć. Ulla mi to doradzała, ale jakoś dziwnie byłoby mi gdzieś na ruchliwej kilku pasmowej ulicy zatrzymywać auta. Ulla mówiła, że to by kosztowało ok. 200 rubli. No ale bilet na metro kosztował mniej niż 40. Jakoś się przemęczyłam z moimi 30 kg bagażu.

* Update z 13.09.2008: Pytałam się Iriny o taksówki – okazuje się, że rzeczywiście są takie drogie i te 600 rubli w St. Petersburgu to normalna cena. Irina w Moskwie płaciła 1000 rubli za dojazd na lotnisko.*

Po przekroczeniu granicy Polski z Litwą przestawia się zegar o jedną godzinę w przód, a na granicy z Rosją o kolejną. Cała europejska część Rosji znajduje się w tej samej strefie czasowej. Co ciekawe, sprawdzano mój paszport na granicy polsko-litewskiej i… chyba litewsko-łotewskiej, nie pamiętam. No i oczywiście estońsko-rosyjskiej. Kontrola rosyjska to niezła gratka – jak na lotnisku – każdy musi wysiąść z autokaru, wziąć cały swój bagaż, przepuścić go przez „rentgen” i przejść przez bramkę. Nie ma lekko 😉

Kolejny etap mojej podróży to spędzenie 9h na dworcu Ładożskim w St. Petersburgu, gdzie czekałam na resztę grupy, z którą miałam pojechać pociągiem nocnym do Pietrozawodska. Nie miałam siły nigdzie się ruszyć, więc przemieszczałam się tylko w obrębie dworca: poczekalnia, kafejka, toaleta, fast food jakiś, toaleta, poczekalnia etc. Jakoś zleciało – film obejrzałam na laptopie, gazetę poczytałam. Dworzec całkiem ładny, 5 lat temu nowy budynek postawiono. Grisza z grupą zjawił się już po 20.00 (zamiast o 21.00). Grisza to jeden z naszych wykładowców i opiekunów. Jako jeden z nielicznych Rosjan mówi w miarę nieźle po angielsku. Oprócz niego chyba tylko jeszcze Sasza mówi po angielsku – i będzie nas uczył tłumaczenia z angielskiego na rosyjski.

Gdy podeszłam do Griszy, był akurat sam, puścił grupę samopas, ale po jakimś czasie podszedł jeden ze studentów i słysząc naszą rozmowę spytał się Griszy, czy ktokolwiek z pozostałych studentów mówi po rosyjsku równie dobrze, jak ja, na co Grisza odparł, że nie. LOL 😉 Nie ma być z czego dumnym, ja już 7 lat się języka uczę, a ci biedacy często mają za sobą zaledwie 2 lata nauki!! Ja, gdybym po dwóch latach nauki angielskiego przyjechała do Anglii, pewnie też nic bym nie rozumiała. Zresztą mój „dobry” rosyjski i „rosyjski” wygląd dwa razy spowodowały zabawną pomyłkę: dwóch Anglików z mojej grupy pomyślało, że jestem Rosjanką, i obaj się mnie pytali, czy mówię po angielsku 😀

Komentowanie zamknięte.