12.09.2008

W telewizji jest 20 kanałów. To chyba kablówka. Jest nawet MTV. Jest dużo rosyjskich oper mydlanych. A także brazylijskich. Dużo amerykańskich seriali (np. kryminalnych), które lecą obecnie w Polsce. Sitcomy. Programy typu „Rozmowy w toku.” Teleturnieje. Dzisiaj leciało coś w stylu „Koła fortuny”, tylko że na początku programu każdy z uczestników wręczył prowadzącemu prezenty ze swojego miasta – np. jakieś rzeźby, kindżał, różne alkohole, mnóstwo jedzenia, które wnosiły na tacach hostessy – i wszystko to postawiono na kole fortuny. I nawet napili się jakiejś gorzały. Widzieliście kiedyś coś takiego w polskiej TV?

W rosyjskiej TV jest dubbing, a także lektor – często damski głos dla kobiet i męski dla mężczyzn. Jest trochę bardziej „emocjonalny” niż ten polski.

Rosjanie do wszystkiego jedzą czarny chleb. Dobry, czarny chleb.

Nie mogę się nadziwić, jak dużo jest Putina i Miedwiediewa w wiadomościach. Może gdyby Polacy codziennie oglądali Leszka, też by go pokochali?

Dzisiaj chciałam iść na internet do biblioteki zaraz po zajęciach, o 13.00, bo na ogół późnym popołudniem wszystkie komputery były zajęte. Rachel pytała się o moje plany na dzisiejszy dzień i czy chciałabym znowu pójść do bani, na co powiedziałam, że nie, że chcę iść od razu po zajęciach na internet. A ona: „O, ja też!”, no i polazła tam z Betty przede mną i dzięki nim wszystkie komputery były zajęte. Nota bene zdarzyło się to już drugi raz (kiedyś poszłyśmy w czwórkę, ale pani w czytelni nie wiadomo czemu postanowiła udostępnić nam tylko jeden komputer, oczywiście usiadła sobie Rachel i Claire, której chyba ta pani nie zauważyła, a mnie i Marię ta baba wygoniła).

Poszłam więc do płatnej kafejki, a tam oczywiście najpierw trzeba zapłacić w kasie, a do kasy kolejki, bo to jest zwykła poczta… Co za debil to wymyślił? I już tak się we mnie wszystko gotowało, kiedy stałam w tej kolejce, i nagle sobie przypomniałam, co było napisane w dokumencie, który dostaliśmy zaraz po przyjeździe: „Pamiętaj, tu życie płynie inaczej, nie raz się zdenerwujesz, że czegoś nie możesz zrobić tak szybko, jak byś chciał, że musisz czekać w kolejce, ale to jest ROSJA.” No i prawda.

To wolniejsze tempo życia mi się podoba – ludzie nie chodzą tak szybko jak w Londynie, nie jest tak tłoczno na ulicach i w środkach transportu miejskiego, nigdzie nie trzeba się spieszyć, jest mnóstwo wolnego czasu… Tylko tak mi szkoda, że ja z tym czasem tak niewiele mogę zrobić – internetu nie mam, książek po polsku ze sobą nie zabrałam, na różne ciekawe zajęcia i zwiedzanie Rosji nie mam pieniędzy, z Kamilem czasu spędzać nie mogę, bo jest daleko. Do dupy.

Dobrze chociaż, że znam rosyjski, bo gdybym była w kraju, którego języka prawie nie rozumiem, jak większość moich fellow students, chyba bym oszalała.

A pisałam już, że udało mi się kupić nowe buty? Czerwone trampki musiałam niestety wyrzucić, pękły podeszwy i woda lała się do środka 🙁 Udało mi się kupić taką podróbę Adidasów z muszlami na czubkach za 500 rubli (~50 zł), mają cool napis „I love Moscow!” 🙂 Trochę się martwię, że zimowe buty będą mnie dużo kosztować. Ceny, które widziałam, to minimum 2000 rubli (~200 zł). A jeszcze tak pomyślałam, że chyba będę musiała kupić jeszcze kurtkę, bo nie mam niczego na tę pośrednią porę między wrześniem a listopadem, kiedy nie ma jeszcze śniegu i mrozu. Moja granatowa kurtka jest już za cienka, a płaszcz przecież za gruby. A kurtki, jak widziałam, też są niestety dosyć drogie 🙁

Interesujące jest zamiłowanie Rosjan do kiczu. Bardzo lubią błyszczące ubrania i lakierowane (!) buty. A także buty na wysokich obcasach. Myślałam o tym, żeby kupić nie buty sportowe (bo mam jedne w Londynie) tylko trzewiki bądź kozaki jesienne, bo takowych nie posiadam, ale okazało się niemożliwym znalezienie czegoś bez obcasów…

Komentowanie zamknięte.