23.09.2008

Wow, dzisiaj było tak ciepło i słonecznie, że chodziłam bez kurtki.

Zimowe buty i płaszcze są tak drogie, że żeby to nadrobić, nie powinnam przez 2 miesiące wydać ani grosza. Znalazłam bardzo fajne buty za 2800 rubli, i chyba je wezmę, lepsze to niż beznadziejne buty za 2000 rubli. Przynajmniej będę mogła je nosić także w Polsce, już od dawna nie miałam porządnych zimowych butów. Postanowiłam, że do końca miesiąca nie wydam już ani kopiejki, nie licząc oczywiście butów, bo wydatki już przekroczyły w tym miesiącu 15 000 rubli, a ja raczej jestem nastawiona na wydawanie nie więcej niż 13 000 miesięcznie. Co oznacza, że jestem na przymusowej diecie, bo mogę jeść tylko to, co dostanę w domu, ale dla mnie to bardzo dobrze, bo waga wskazuje 59 kg, więc na brak zbędnych kilogramów nie narzekam i z przyjemnością się ich pozbędę (raz zostałam zważona przez pielęgniarkę w Londynie, i wtedy ważyłam 57!)

Dzisiaj na śniadanie miałam „syrniki”, wygląda na to, że jest to kolejne danie prawie wyłącznie z twarogu (placki z twarogu – wystarczy dodać jajko, trochę mąki, cukier i gotowe) i je się je… oczywiście ze śmietaną. A do herbaty po kolacji tym razem było warienie z malin… Trudno opisać rozkosz podniebienia, której doznałam. Irina, jak już pewnie wspominałam, nigdy nie gotuje ani nie smaży owoców, tylko dodaje cukru, więc de facto nie jest to warienie 🙂

Przy okazji rozmowy Iry z sąsiadką dowiedziałam się, że zarówno ona, jak i Toma, robią sobie dwa razy w miesiącu manikiur u manikiurzystki. Przy czym usprawiedliwiła się tym, że same nie potrafią sobie robić. Pierwsze słyszę, żeby ktoś nie umiał sobie obciąć i spiłować paznokci (bo nie miała żadnego lakieru ani nic w tym stylu), na dodatek córki komunisty??

Komentowanie zamknięte.