W piątek Natalie Basińska wpadła po raz ostatni do Moskwy, więc spotkałyśmy się na lunchu z nią, Anną i Lizą, a w sobotę przyjechała na jedną noc Maria. Udało mi się przenocować w jej hostelu za darmo, bo, jako że miałyśmy dla siebie tylko tę jedną noc, nie chciałam wracać do domu wcześnie. Najpierw chciałam zapłacić za nocleg, bo miał kosztować tylko 300 rubli, ale okazało się, że tylko w przypadku rezerwacji online – ja miałam zapłacić 700 rubli. Powiedziałam, że to stanowczo za dużo i spytałam się, czy mogę chociaż posiedzieć z Marią w kuchni „parę godzinek”. No i tę parę godzinek rozciągnęło się do 7.00 rano (poszłyśmy spać ok. 2.00), ale recepcjonistka (to pierwszy hostel w Rosji, który ma recepcję z prawdziwego zdarzenia) była OK, przymknęła oczy 😉
Siedząc w kuchni przy wódce, śledziu i chlebie, w pewnym momencie miałam pijackie delirium – przed mymi oczami objawił się Andrew Smith, mój stary znajomy z Pietrozawodska. Spytałam się, czy Maria też go widzi – okazało się, że tak. Andrew okazał się być nie majakiem, lecz człowiekiem z krwi i kości, który przyjechał na weekend do Moskwy ze swoim przyjacielem.
Tu trzeba dodać, że Andrew stał się sławny po tym, jak w wyniku kłótni rzucił się na Megan i nazwał ją „psycho bitch”, za co dostał naganę, i poinformowano o tym jego uniwersytet. Trudno mi to sobie wyobrazić, ale tak było. Oboje studiują obecnie w Jarosławliu i oboje byli w Pietrozawodsku, a to wydarzenie miało miejsce parę tygodni temu. Ja na początku miałam dosyć nieregularny kontakt z Andrew przez Facebook, ale gdy mnie olał podczas swojej wizyty w Moskwie parę miesięcy temu, dałam sobie z nim spokój. Wkrótce po jego ataku na Megan napisał mi długą wiadomość, w której bardzo przepraszał za brak kontaktu (nie odzywał się przez dwa miesiące), za to, że nie spotkał się ze mną w Moskwie (wspominając coś o tym, że za późno zdał sobie sprawę, że smsy kosztują tylko 5p… ??), oraz enigmatycznie wspominał, że pokłócił się ze wszystkimi w Jarosławliu, i że widocznie jest „rubbish with people” i „the falling out sort”. Odpisałam, że i owszem, zgadza się, taki właśnie jest, i dodałam do tego epitet „two-faced”, i to było tyle dla mnie, jeśli chodzi o niego. Tego typu zachowanie z jego strony było zauważalne już w Pietrozawodsku, tj. gdy Andrew myślał, że jest popularny i wszyscy go lubią, zapominał o moim i Marii istnieniu, ale jak tylko czuł się zagrożony, to stawałyśmy się znowu jego najlepszymi przyjaciółkami.
W hostelu Andrew miał nietęgą minę, próbował się usprawiedliwiać i przepraszać, rozmawiałyśmy z nim normalnie, ale nie jakoś nadmiernie serdecznie, raczej trochę szyderczo, i nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, patrząc na jego czerwone policzki, zupełnie zapomniałyśmy, że on się tak potrafi rumienić! Gdy tylko zjadł kolację ze swoim przyjacielem, wrócili obaj do swojego pokoju, i więcej go nie widziałyśmy.
Z Marią zwiedziłyśmy kompleks pałacowo-parkowy Carycyno – letnią rezydencję carycy Katarzyny II. Byłyśmy także w WDNH (Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej), które obecnie nosi nazwę WWC (Ogólnorosyjskie Centrum Wystawowe). Zostało ono otwarte w 1939 r. jako Ogólnozwiązkowa Wystawa Rolnicza. Składało się z połączonych alejkami pawilonów, w których każda z republik byłego ZSRR prezentowała swoje osiągnięcia. Po wojnie wystawa została otwarta w roku 1954. Zbudowano nowe wejście, pawilon główny; pojawiły się nowe ogromne fontanny, symbolizujące obfitość i przyjaźń. Wtedy też wystawa otrzymała nową nazwę: „WDNH”. Każdy pawilon na wystawie został nazwany od branży, produkty której wystawiał: chemia, elektronika, energetyka, kosmos, transport, itp. Razem było około stu pawilonów na obszarze ponad 200 hektarów! W każdym z nich można było zobaczyć przedmioty dumy i chluby każdej z branż.
Po rozpadzie ZSSR znaczenie wystawy i ona sama podupadły. Olbrzymi kompleks wystawowy przekształcił się w wielki bazar (jak wtedy żartowano, stał się „wystawą osiągnięć gospodarki kapitalistycznej”). Dziwne wrażenie sprawiły na mnie te olbrzymie, eleganckie, nierzadko pięknie zdobione budynki, w środku których znajdują się zwyczajne małe sklepiki i bazary, brzydkie, brudne, zaniedbane, bez stylu. Dziwne wrażenie sprawia również mieszanka stylów – pawilony w stylu klasycystycznym stoją obok betonowo-szklanych przysadzistych szkarad. Liczba budynków oszałamia. Im dalej się idzie, tym bardziej przygnębiające wrażenie sprawiają – opuszczone, rozpadające się, zaniedbane, nadal noszą nazwy typu „Hodowla koni”, „Hodowla świń”, „Hodowla owiec”, „Weterynaria” itd., niektóre wydają się być zupełnie nieużywane, inne może mieszczą fabryki, biura, część także sklepy – zastanawiałyśmy się, kto tam robi zakupy? Przecież to miejsce musi tak czy inaczej mieścić ich całe tysiące!
Natknęłyśmy się na pawilon Karelii, ale oczywiście nie sprzedawał towarów karelskich, tak jak i pawilon Armenii nie sprzedawał armeńskich 🙂 Na jednym z pawilonów wisiał olbrzymi baner z napisem „Towary z Białorusi”, a na drzwiach do maleńkiego sklepiku w pawilonie widniała kartka oznajmiająca „Towarów białoruskich brak” 😀
Oprócz tego WDNH to obecnie olbrzymi park, w którym ludzie przychodzą odpocząć i się pobawić – jeżdżą na rolkach, rowerach i deskorolkach, można też przejechać się na koniu, osiołku, kucyku lub nawet wielbłądzie, albo ciuchci.
Maria opuściła Moskwę dzisiaj wieczorem – możliwe, że widziałam się z nią w Rosji po raz ostatni. Myślałam o tym, żeby wpaść do St. Petersburga w nadchodzący weekend, ale są problemy z biletami z powodu kolejnego durnego święta – Dnia Rosji (oczywiście dzień wolny od pracy, jakżeby inaczej). Nie wiem, ile w ciągu roku w Rosji jest patriotycznych świąt… Poza tym Ewa przyjechała do St. Petersburga na dwa tygodnie uczyć się języka i wpadnie do Moskwy właśnie teraz, a z nią też bardzo chciałam się zobaczyć, bo w tym roku w Londynie jej nie będzie – będzie robiła Erasmusa w Pradze.