13.03.2009

Moja bab to taka dobra kobieta, że aż brak mi słów. Wczoraj upiekła mi ciasto. Zgadza się, całe ciasto tylko dla mnie, bo ona przestrzega postu. Przy czym post w religii prawosławnej jest o wiele bardziej surowy niż w katolickiej. Całkowicie zabronione są produkty mięsne, jajka i produkty mleczne oraz potrawy z ryb; rybę można jeść tylko 7. kwietnia (w Święto Zwiastowania) i w Wierzbową Niedzielę. Tak więc prawosławni przestrzegający postu jedzą głównie różnego rodzaju potrawy i przetwory z owoców i warzyw, owoców morza, oraz chleb. Podsumowując, większość jedzenia, które przygotowuje moja bab, jest tylko dla mnie. Ostatnio na śniadanie zrobiła mi sok pomarańczowy ze świeżo wyciśniętych pomarańczy… Kupuje mi pełno słodyczy. Na jarmarku miodu (to chyba rzecz rosyjska, bo w Pietrozawodsku też był taki jarmark) kupiła aż trzy rodzaje miodu, którym leczyłam się w trakcie swojej choroby. I jak byłam chora, to raz kupiła mi wodę na moją prośbę, bo nie mogłam wyjść z domu. Kupuję sobie co tydzień takie pięciolitrowe baniaki, nie pijam kranówy, a że w czasie choroby wypijałam po 2.5l wody dziennie, po dwóch dniach już jej nie miałam. No i teraz jestem już zdrowa, więc jak mi się skończyła ostatnia butla, to poszłam po następną. Wracam do domu, a tam czeka na mnie woda kupiona mi przez moją bab – specjalnie dla mnie przytargała te 5l (ona tej wody nie pija). Czyż to nie słodkie? Myślę, że naprawdę mam duże szczęście, bo jednak wydaje się, że w większości choziajki to dosyć chciwe kobiety, nastawione na jak największy zysk. Ostatnia Aled opowiadał mi, że chciał zrobić pranie drugi raz jednego tygodnia, a bab na to mu przed nos wysunęła słynny regulamin „współżycia” (który wyśmiewam parę notek wcześniej) i powiedziała: „Tu jest napisane, że możesz tylko raz na tydzień, więc ci nie wolno.” Nie przeszkodziło jej to jednak żądać od niego zapłaty w funtach (bo ona posyła pieniądze córce w Anglii…), choć regulamin mówi, że płacimy w rublach – zdobyć tutaj funty jest rzeczą kosztowną, więc nikt rozsądny się oczywiście na to nie zgodzi, i Aled też odmówił. Tym razem regulamin był po jego stronie 😉 Dobrze, że ja nie mam takich wojen!

Znalazłam kolejną uczennicę, choć tym razem „jednorazową”, a szkoda. We wtorek będzie miała rozmowę kwalifikacyjną po angielsku w sprawie pracy i chce po prostu z kimś porozmawiać, żeby przypomnieć sobie język. Tak więc w środę najpierw jadę do niej na 11.00, a potem o 13.00 przychodzi do mnie Ksenia. Zainteresowania językiem polskim nie było – moje ogłoszenie o angielskim zostało odwiedzone jakieś 25 razy w ciągu kilku dni, a o polskim – zero.

Zabawne, jak już stanę się sławna, to będą o mnie pisać tak jak o kimś takim jak, dajmy na to, Jack London, który był m.in. gazeciarzem, trampem, kłusownikiem, marynarzem, poszukiwaczem złota w Klondike, reporterem i korespondentem wojennym… O mnie będzie można powiedzieć: roznosicielka ulotek, sprzątaczka, pomoc kuchenna, kelnerka, praczka, pokojówka, recepcjonistka, sekretarka, menedżer hotelu, ekspedientka w muzealnym sklepiku i w luksusowym domu towarowym, asystentka muzealna, tłumaczka, korepetytorka języka angielskiego…

Komentowanie zamknięte.