Od dzisiaj zostaje mi równo miesiąc w Moskwie. Nie jestem przyzwyczajona do tej myśli, te prawie dwutygodniowe wakacje były takim fast forward, gdzieś mi uciekły te trzy miesiące w Moskwie, choć wcale mi ich nie żal, cieszę się, że nie doświadczyłam tego krytycznego momentu, który miałam w Pietrozawodsku dokładnie po dwóch miesiącach pobytu tam, kiedy wiedziałam, że to już połowa, ale zarazem d o p i e r o połowa, nie ma też tego odliczania, które tam zaczęło się właśnie jakoś na miesiąc przed końcem naszej nauki, kiedy patrzę wstecz, nie chce mi się wierzyć, przez jakie męki przechodziłam, jak nudno w Pietrozawodsku było, jak zdesperowani wszyscy byliśmy pod koniec, żeby się wyrwać, i jak bardzo pogrążyliśmy się w alkoholowym zapomnieniu 🙂 Nikomu nie polecam w przyszłości wybierać małych miejscowości – minusów jest dużo więcej niż plusów. Pal licho fakt, że niby mniej osób mówi po angielsku – i tak wolny czas spędza się z fellow students, a nie z Rosjanami…
Tutaj planów na cały przyszły miesiąc mam mnóstwo, mam nadzieję, że wszystko uda mi się zrealizować, jedyne, co mnie przeraża, to że tylu miejsc jeszcze w Moskwie nie widziałam, wstyd potem będzie przyznać, że aż cztery miesiące tu mieszkałam, i tak mało zobaczyłam. Jutro wycieczka z Moniką i Lizą do Tweru, miasta oddalonego od Moskwy o jakieś 170 km (2,5h pociągiem), gdzie uczy się Emma, którą znam z Pietrozawodska, i Natalie, którą poznałam przelotem w St. Petersburgu, a która spędziła pierwszy semestr w Moskwie. W przyszły weekend wycieczka do Władimira i Suzdala, średniowiecznych miast zaliczających się do Złotego Pierścienia Rosji, okrążającego Moskwę; oraz do najlepszego w Rosji cyrku (podobno zwiedzanie Rosji nie może się obyć bez wizyty w cyrku), potem prawdopodobnie wizyta Marii (z nią to nigdy nie wiadomo), a na koniec pojadę na weekend do St. Petersburga, żeby zobaczyć go w pełnej krasie, tj. w wiosennej aurze, i spotkać się z Marią i z Ewką, która tam będzie od 6. czerwca uczyć się rosyjskiego!