23.05.2009

Wycieczka do Tweru. Pobudka o 7.00 rano, o ja nieszczęsna. Bilet na elektriczkę w obie strony – 226 rubli, czas podróży – ok. 2,5h (to jakieś 170 km).

Twer ma ok. 400 tys. mieszkańców, więc rozmiarem przypomina Pietrozawodsk. Znajduje się nad Wołgą, i nabrzeże jest na pewno jedną z najładniejszych jego części. Niewiele o tym mieście mogę poza tym powiedzieć – powstało już w średniowieczu, ale nie zalicza się do miast średniowiecznych Złotego Pierścienia. Na pewnym etapie średniowiecznej historii Rosji rywalizowało z Moskwą o prym. Po olbrzymim pożarze w 1763 r. zostało odbudowane w stylu neoklasycystycznym przez Katarzynę Wielką. W 1940 NKWD rozstrzelało tam 6200 polskich policjantów i więźniów z obozu w Ostaszkowie. Od 1931 do 1990 miasto to nazywało się Kalinin. W 1941 r. Wehrmacht okupował Kalinin przez dwa miesiące, co doprowadziło do jego totalnego zniszczenia.

Na Twerskim Uniwersytecie uczy się dziesięć studentek z Anglii, wszystkie z Nottingham, a poza tym jest mnóstwo fińskich studentów. Na pewno to dobre miejsce, jeśli ktoś chce sobie oszczędzić – Emma mieszka w akademiku i płaci tylko 2500 rubli miesięcznie (250 zł), nawet internet jest w to wliczony, na dodatek akademik jest dla obcokrajowców, więc nie ma co narzekać na warunki. No a tak poza tym to nie zdecydowałabym się tam żyć, choć na pewno bliskość do Moskwy to jeden z atutów tego miejsca. Szczerze mówiąc, wiało nudą, choć to kwestia gustu – Natalie jest bardzo zadowolona i mówi, że jeśli miałaby wybierać jeszcze raz, to nie spędziłaby w Moskwie pierwszego semestru. A ja na odwrót – nie wybrałabym Pietrozawodska, tylko St. Petersburg.

W Twerze spędziłyśmy ok. pięciu godzin, dwie godziny spacerując, a pozostały czas najpierw w restauracji, a potem w kafejce. Było miło i przyjemnie do czasu naszej powrotnej podróży. W naszym przedziale znajdowała się grupka fanów piłki nożnej, choć z początku wydawało nam się, że to po prostu pijana młodzież. W Rosji picie w pociągu czy na ulicy jest normą, mimo że teoretycznie jest to nielegalne. Można do tego widoku przywyknąć. Młodzież ta oczywiście nie miała biletów na elektriczkę, ale kontrolerki były bezsilne. Bo i cóż mogły zrobić? Nie mówiąc o tym, że połowa pasażerów jeździ na gapę, i gdy wiedzą, że kontrolerzy zbliżają się do ich wagonu, na przystanku wyskakują i przebiegają na tył pociągu. Wygląda to komicznie.

Problemy zaczęły się na jakieś pół godziny przed Moskwą. Na jednej ze stacji nagle do wagonu wpadła grupa chłopaków, która bardzo brutalnie zaatakowała siedzących w naszym wagonie kiboli (teraz już się domyśliłam, kim są) – przytrzymując się półek na bagaż, skakali po ich ciałach i kopali po głowach, mieli także flary, które wrzucili do środka innego wagonu. Wszystko odbyło się bardzo szybko, trudno mi nawet powiedzieć, czy to było 15 sekund, czy minuta, po czym atakujący wybiegli z pociągu. Przekrzykiwali się jeszcze przez okno z „naszymi” – wymienili się numerami, żeby umówić się na ustawkę, i pociąg odjechał.

Nadal było strasznie dużo zamieszania – „nasi” kibole byli niezwykle podekscytowani atakiem, z innych wagonów dołączali do nich kolejni znajomi, bo okazało się, że podróżowali rozdzieleni na grupki, wszyscy głośno rozmawiali, przekrzykiwali się, przeklinali Niezauważalnie większość „normalnych” pasażerów zmyła się z naszego wagonu, razem z milicjantem, który w czasie ataku zamarł tak jak i my, i zdałyśmy sobie sprawę, że siedzimy otoczone kilkudziesięcioma kibolami, z których dwóch przysiadło się do nas, jeden trzymając się za głowę, która go bolała, może od kopniaków, jego kolega spytał się nas o tabletki od bólu głowy, potem o wodę – Monika dała mu resztkę swojej coli. O dziwo nie byli nami zbytnio zainteresowani – na szczęście nie zadawali nam osobistych pytań, dzięki czemu nie zorientowali się, że jesteśmy obcokrajowcami (Liza, jako że jest prawie dwujęzyczna, ma rosyjski akcent, gdy mówi po rosyjsku), pytali się głównie o to, czy lubimy futbol, i czy przestraszyłyśmy się ataku.

Notabene Monika próbowała to zdarzenie sfilmować swoim aparatem (bardzo mądrze :]), na co natychmiast zwrócili jej uwagę, a gdy wszystko się uspokoiło, jeden z nich do niej podszedł i kazał pokazać zawartość pamięci.

Po jakimś czasie ten z bólem głowy poszedł się położyć na jedno z siedzeń, a jego kolega przesiadł się gdzie indziej, za to zamiast niego przysiadł się inny koleś, który wszystkie nas trzy po kolei poprosił o piwo, i nie wierzył nam, że nic nie mamy. Potem zaczął „podrywać” Lizę (nie wiem, czy istnieje coś nieprzyjemniejszego na świecie, niż rosyjski styl podrywania dziewczyn – a jak jeszcze w wykonaniu pijanego kibola, to w ogóle słabo się robi), kłaść jej ręce na kolana, próbując chwycić jej dłoń, a potem nawet ją całować. Problem Lizy był taki, że, jak wyjaśniła nam później, w stresowej sytuacji nie potrafi przestać się śmiać, pewnie dlatego wydawała się jemu taka miła i chętna, przez co musiała spędzić z nim te 15 minut, które nam jeszcze zostało do Moskwy.

Było to ogólnie bardzo nieprzyjemne pół godziny podróży, choć wiedziałam, że dziewczynom kibole nic nie zrobią. Liza natomiast zniosła całe to wydarzenie bardzo ciężko – powiedziała, że zrujnowało ono jej poczucie bezpieczeństwa w Moskwie i cały obraz tego miejsca, jaki dotychczas miała w głowie, i że bardzo się cieszy, że już wkrótce wyjeżdża. Myślę, że to tylko świadczy o jej naiwności, bo nigdzie nie jest bezpiecznie, i jeśli dotychczas żyła w błogim przeczuciu, że nic się jej nigdy nie stanie, to nawet i lepiej, że coś takiego otworzyło jej oczy.

Komentowanie zamknięte.