Nastały upały. Codziennie daleko więcej niż 20 stopni. A jeszcze parę dni temu padał śnieg 🙂
Dzień zapełniony od rana do wieczora – najpierw byłam z Moniką na Izmaiłowskim Rynku, gdzie kupiłam sobie u Azera czerwone tenisówki za 230 rubli (udało mi się stargować tylko 20 rubli hehe). Wszyscy rozpoznawali, że jesteśmy Polkami. Monika kupowała pamiątki dla swojej rodziny i targowała się ostro. Jeden handlarz powiedział: „Jesteście z Polski? O jak tak, to nawet nie próbuję się targować, jesteście w tym nie do pokonania”. Nie wiem, czy mówił prawdę, czy próbował nas zmiękczyć komplementami.
W południe byłam na „Jeziorze łabędzim” w Państwowym Pałacu Kremlowskim. Ponieważ w mojej grupie nie mogłam znaleźć nikogo, kto chciałby ze mną pójść – nie tylko na to, ale też na inne rzeczy, którymi byłam zainteresowana (słynna A. mieszka tu od września, a nawet nie była w Trietiakowskiej Galerii), skorzystałam z tego, że jestem administratorem naszej grupy rosyjsko-angielskiej na Facebooku (tej, którą założyliśmy po spotkaniu z Rosjanami na samym początku) i wysłałam wiadomość do pięćdziesięciu osób z zapytaniem, czy ktoś, do cholery, może jednak by się ze mną nie wybrał… Zainteresowały się trzy osoby, John (ten, co uczy się polskiego), Zoe i Margarita, kupiłam nam wszystkim bilety, najtańsze – po 300 rubli (~30 zł), mimo to miejsca były naprawdę dobre. To o wiele taniej niż w samym Teatrze Wielkim, gdzie bilety kosztują dziesięć razy więcej, a co najważniejsze – w Państwowym Pałacu Kremlowskim odbywają się przedstawienia Teatru Wielkiego, więc to tak samo, jakbym poszła tam! Pałac (dlaczego oni wszystko nazywali „pałacem”, nawet, jeśli to bardziej przypomina betonowe pudło?) jest budynkiem nowoczesnym w porównaniu z pozostałą zabudową Kremla – powstał w latach 60. ubiegłego wieku, i początkowo służył jako miejsce zjazdów partyjnych, jest ogromny, mieści do 6000 osób. Balet był przepiękny. Potem poszłyśmy z Zoe i Margaritą na lunch, który przerodził się w piwo, do restauracji tuż obok Kremla, gdzie 0,5l tego napitku kosztowało 160 rubli (~16 zł). Siedziałyśmy tam sobie do 18.00. Margarita jest Włoszką, a Zoe jest z Ruandy, choć paszport obecnie ma wyłącznie brytyjski (skomplikowana historia), obie zaś studiują w Glasgow. Wyobrażacie sobie Włoszkę studiującą w Szkocji rosyjski? Haha 😀