Wyczytałam parę ciekawych informacji o moskiewskim metrze. Po pierwsze, jeśli chodzi o liczbę przejazdów w ciągu roku, jest ono na drugim miejscu na świecie, zaraz po Tokio. Pod tym względem londyńskie metro plasuje się dopiero na dziewiątym miejscu. Jest też pewna ciekawostka, na którą nie zwróciłam uwagi – kierunek pociągu można rozpoznać po płci spikera: na Kolcewoj linii (czyli odpowiedniku londyńskiej Circle Line) męski głos oznacza ruch zgodny z kierunkiem wskazówek zegara, a żeński odwrotnie. Na pozostałych liniach podróżujący kierujący się do centrum Moskwy usłyszą męski głos, a ci oddalający się – żeński. Będę musiała sprawdzić, czy to prawda 🙂 Tylko jaki z tego pożytek, skoro spikera słyszy się de facto, gdy już się jest w pociągu…
Oznakowanie nie za bardzo mi się podoba, zamiast, tak jak w Londynie, podzielić tory według kierunków (tj. np. północ, południe, wschód, zachód), zrobiono po prostu podział na tor pierwszy i tor drugi, i pod spodem wymieniono dosyć małym drukiem wszystkie stacje po drodze, co powoduje, że na ogół muszę podchodzić dosyć blisko znaku, żeby się dowiedzieć, który tor mam wybrać. Gdyby chociaż stacja końcowa była wypisana wielkimi literami, to by było łatwiej. Nazwy stacji są dosyć słabo widoczne z pociągu i nie ma żadnych napisów w środku, więc trzeba de facto polegać na głosie spikera, który czasami słabo słychać. Ale jestem pod wrażeniem częstotliwości pociągów, przyjeżdżają średnio co 90 sekund.
Podobno w Moskwie istnieje również tajny system metra o nazwie Metro-2, który składa się z trzech linii przeznaczonych jedynie dla wtajemniczonych członków aparatu władzy i jest kontrolowany przez służby specjalne. Ciekawostką jest też moskiewska kolej jednoszynowa, bardzo króciutki odcinek (4.7km), oddany do użytku w 2004, połączony jest on z siecią metra, ale nie wiem, czy potrzebny jest do niego osobny bilet.
Osobna sprawa to pasażerowie metra – wszyscy wyglądają, jakby mieli depresję, wszyscy są ciemno ubrani, bardzo niegrzeczni wobec siebie – żadnych uśmiechów, żadnego „przepraszam”, żadnego przytrzymywania drzwi, wręcz przeciwnie – pchanie się na siebie ile wlezie, kuksańce, kopniaki. W londyńskim metrze też jest często tłoczno, ale nie czuć w powietrzu takiej irytacji i wzajemnej niechęci jak tutaj. Za to bardziej przestrzega się tutaj zasady ustępowania miejsca starszym osobom i dzieciom niż w Londynie, ale to też dlatego, że babuszki na ogół napierają na siedzących pasażerów tak długo, aż ktoś wstanie i zwolni miejsce (o uprzejmym proszeniu nie ma nawet mowy). Ostatnio widziałam starszą kobietę, której się nie podobało, że w tłoku i ścisku ktoś na nią napierał, więc zaczęła się na złość wpychać między tłum, po prostu rzucać się na masę ciał stojącą za nią, i wyzywać kogoś stającego za nią od kozłów. Nie wyobrażam sobie żadnej starszej Angielki zachowującej się tak niepoważnie w londyńskim metrze.