Jak wrażenia po moim pierwszym tygodniu pobytu w Moskwie? Niestety muszę się przyznać, że nawet nie byłam jeszcze w centrum i głównie podróżowałam na trasie dom – szkoła – dom. Ale pomyślałam, że mam na zwiedzanie miasta całe cztery miesiące i na pewno wiele rzeczy będzie ładniej się prezentować, gdy pogoda będzie ładna. Moje postanowienie bycia sociable spowodowało, że miałam dzisiaj bardzo męczącą i trochę kosztowną noc. Umówiłam się z dziewczynami z mojej grupy na wyjście. Najpierw poszłyśmy do Ani (Polki), gdzie piłyśmy różnego rodzaju alkoholu o mocy przynajmniej 40%. Ania też mieszka u gospodyni, ale kwatera jej się trafiła taka, że tylko pozazdrościć! Raz, że mieszka jeszcze z innymi studentem, dwa, że ma do swojej dyspozycji de facto dwa pokoje, więc ma na tyle dużo miejsca, że może do siebie zapraszać gości (i jej bab jej na to pozwala!), trzy, że mieszka na Prospekcie Mira, czyli jeden przystanek od szkoły (!) i o wiele bliżej centrum. …OK, nie będę już biadolić nad swoim pechem. Anyway, po trzech godzinach dotarłyśmy do baru, gdzie przy bardzo długim stole siedziała już cała reszta towarzycha (tak szczerze, to ja nigdy nie widzę sensu wychodzenia w tak wielkich grupach, bo i tak przy stole można pogadać tylko z sąsiadami po obu stronach). Tam dziewczyny zamówiły wódkę. Niestety bardzo szybko wszyscy rozeszli się do domów / innych miejsc? (nie jestem pewna), bo była prawie północ i chyba ten bar powoli zamykano. Wówczas dziewczyny postanowiły się przenieść do jakiegoś klubu. Dodam, że mimo, iż metro działa do 1.00 nad ranem, wszędzie przemieszczałyśmy się tzw. gypsy cabs, czyli po prostu autostopem, tyle że płatnym. Teraz już wiadomo, na co poszła moja kasa tego wieczoru. A że była nas szóstka, na ogół musiałyśmy się rozdzielać na dwa samochody i potem obie grupy nie mogły się znaleźć. W pierwszym klubie była taka kolejka, że po 15 minutach czekania zdecydowałyśmy się pojechać w inne miejsce. Nie dotarłyśmy tam razem, część dziewczyn gdzieś przepadła. Potańczyłam przy jakiejś rockowej muzyce jakiś czas, po czym zawołano mnie, żeby przemieścić się po raz kolejny. Wylądowałyśmy w jakimś klaustrofobicznym klubie z muzyką electro, której bębnienie rozlewało się po całych wnętrznościach i wręcz miało się wrażenie, że muzyka fizycznie odbijała się od ścian, co powodowało u mnie niemalże chorobę morską. Moje finanse na ten wieczór były wyczerpane (ba, limit przekroczony), więc o suchej mordzie siedziałam tam przez kilka godzin próbując a) nie zasnąć b) udawać nieznudzoną, c) odpowiadać z uśmiechem na powtarzane co 5 minut pytanie od współtowarzyszy zabaw, że „yes, I’m OK”. Jedną z największych zagadek ludzkości będzie dla mnie zawsze fakt, że ludzie, by spędzać razem czas, chodzą w miejsca, gdzie niemożliwa jest rozmowa, czyli podstawowa forma komunikacji homo sapiens. Ale Anka obiecała mi, że będę mogła u niej zostać na noc, więc pomyślałam, że powrót z nią nie wyjdzie tak drogo, a metrem wracać byłoby trochę wcześnie. Jednak nie przewidziałam tego, że Anka, gdy zacznie imprezować o 20.00, to najwyraźniej kończy następnego dnia o 8.00 rano. Byłam bez kasy, żeby wziąć sama taksę do domu (poza tym się bałam), więc musiałam na nią czekać. Na szczęście potem w klubie pojawiła się Anita i powiedziała mi, że metro otwierają o 6.00 rano, więc po prostu poszłam do domu (metro na szczęście było blisko i ludzie już szli do pracy, więc było kogo się spytać, jak do niego dojść). Byłam tak zmęczona, że w metrze zasnęłam, i obudziłam się dopiero, gdy pociąg jechał,już w przeciwnym kierunku, tzn. znowu do centrum! Szkoda, że nie widziałam, jak wygląda depo i jak pociąg zawraca 🙂 Poszłam spać o 8.00 rano, wściekła na siebie za swoją głupotę i na to, że prawdopodobnie przez to wszystko efekt był odwrotny od zamierzonego i wszyscy będą mieć mnie za nudziarę i sztywniarę. Wniosek taki, że ten styl imprezowania nie jest dla mnie (Szczególnie, że nigdy nie założyłabym szpilek i cienkich rajstop przy minusowych temperaturach. Ba, w ogóle nigdy bym nie założyła szpilek :)).