Zbliża się dzień wyjazdu A.S. z Moskwy, bo ona jest tutaj na 13 tygodni, a nie tak jak my na 18. Poza tym z powodu problemów z wątrobą (wódka dała się we znaki… ;)) wyjeżdża jeszcze wcześniej, niż planowała, tzn. w czasie naszego reading week, co oznacza, że opuści ostatni tydzień zajęć. Dlatego też sprzedała mi swój bilet na półfinał Eurowizji, który będzie 16. maja. Pomyślałam, że czemu by nie pójść, skoro teraz mnie stać (kosztował 800 rubli – 80 zł). Co prawda nie jestem fanką tego festiwalu, ale skoro jest okazja…
Wieczorem poszliśmy wieczorem do parku, szczególnie, że pogoda była przepiękna. Niestety park zamknięto o 23.00, więc musieliśmy się przenieść na pobliski plac zabaw. Wiosna w Moskwie oznacza kilka nowych, niezbyt przyjemnych zjawisk. Po pierwsze – wszystko jest świeżo malowane, ale na próżno szukać kartek ostrzegających przed siadaniem na świeżo pomalowanych ławkach i dotykania świeżo pomalowanych klamek. W związku z czym po tym placu zabaw wszyscy mieliśmy tyłki w różnych odcieniach – od żółtego po czerwony i zielony. Zdarzyło się to już drugi raz, bo dnia poprzedniego w parku ławki też nas pobrudziły. Moja bab wysnuła teorię, że ludzie zatrudniani do malowania tych ławek (najczęściej imigranci) robią to celowo, na złość. Drugie nieprzyjemne zjawisko to suche powietrze i ogromna ilość kurzu i pyłu, które przy silniejszych podmuchach wiatru tworzą istne burze piaskowe. Dlatego, mimo że nie jest wcale gorąco, ulice Moskwy codziennie polewane są wodą. Trzecie zjawisko to rowerzyści, którzy wytaszczyli z piwnic swoje rowery i na ogół śmigają po chodnikach, bo jeżdżenie po ulicach jest ryzykowniejsze niż gra w rosyjską ruletkę. Zastanawiam się, kiedy w końcu któryś z nich zderzy się ze mną i połamie mi wszystkie kości. Czwarte zjawisko to nowe zapachy w metrze – nie to, że ludzie pocą się bardziej, tylko pocą się inaczej, bo nie są już zakutani w futra i kożuchy, które same w sobie wydzielały charakterystyczny zapach. No i niestety mimo że jest ciepło, nadal nie jest zielono, i nadal nie włączono fontann.