13.09.2008

Codziennie robię gramatykę rosyjską. Nieźle mi idzie. Dowiedziałam się też ciekawych rzeczy. Np. czy ktoś wiedział, że laser to akronim? Zgadnijcie od czego. Albo jak się mówi na dziecko w wieku lat ok. 3-5, które wciąż pyta „dlaczego?” Poczemuczka (Почемучка) 🙂

W piątek Grisza mi powiedział, że w zeszłym roku aż troje studentów z Anglii nie oddało książek do biblioteki i dlatego nam nie wolno brać książek do domu. Wspaniale. Choć i tak, jak już się dowiedziałam, nie mają książek po polsku, a po rosyjsku głównie będą mnie interesowały magazyny, które i tak będę czytała w czytelni (jeśli jakiekolwiek o kinie tam znajdę).

Wczoraj byliśmy w końcu w muzeum заповеднику Kiży (muzeum pod gołym niebem), który znajduje się na wyspie Kiży. Popłynęliśmy tam czymś w rodzaju wodolotu, podróż trwała 1h 15 min. Przy okazji w miejscu, z którego odpływaliśmy, Irina pokazała mi swój własny… kuter. Wielka, stara, podniszczona łajba. Powiedziała, że ona nią nie pływa, ale przywożą nią warzywa z daczy. Nie wiem kto, co i jak.

Tamara pojechała na daczę w piątek i będzie tam mieszkać przez tydzień, potem zamknie ją na zimę. Dacza znajduje się na jednej z wysp. W ogóle jest tam pełno wysp, a na wyspach pełno dacz. We wszystkie pory roku oprócz zimy można się do nich dostać tylko drogą wodną, a zimą jak kto woli – nawet na piechotę, bo jezioro kompletnie zamarza (chyba, że zima jest ciepła).

Gdy płynęliśmy, daczę Iriny można było przez chwilę zobaczyć – jednopiętrowy domek, a obok osobno bania.

Kiży stał się w XVI w. niejako centrum dla wszelkich pozostałych wysp, dlatego to właśnie tu stworzono muzeum – skansen w latach sześćdziesiątych XX w. Całość została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Najważniejszy zabytek to cerkiew Przeobrażenia Pańskiego zbudowana w 1714 r. – co ciekawe, cała z drewna i bez użycia gwoździ. Jest to tzw. cerkiew letnia, msze odprawiane były w niej tylko latem.

Irina powiedziała, że jej dacza wygląda identycznie jak chłopski dom, który oglądaliśmy – wszystko z drewna, taki sam wielki piec (widziałam już kiedyś takie w rosyjskich filmach), na którym można spać… To domostwo powstało w 1870 roku i żyła w niej całkiem spora i bogata chłopska rodzina. W zimie mieszkano tylko na parterze w jednej izbie (20 osób, wyobraźcie sobie), latem także na pierwszym piętrze. Obok domu stoi malutka bania. Na samej wyspie jest więcej zabytków, ale nie mieliśmy czasu wszystkiego zobaczyć.

Na Kiży przypłynęła do nas z daczy motorówką… Tamara. Jakżeż dzielne są te kobiety 🙂 Przywiozła nam mnóstwo warzyw z daczy, które zabraliśmy ze sobą. Tak więc, Irina i Tamara mają nie tylko trzypokojowe mieszkanie w mieście, ale także jednopiętrowy domek z sauną, motorówkę i… kuter. Ja bym ich biednymi nie nazwała 😉 Tą motorówką nie płyną jednak do samego Pietrozawodska, bo to za daleko, tylko na przystanek wodolotu.

Przyjechały do nas na tę wycieczkę z St. Petersburga nasze „kuratorki” (representatives), Zahra i Ashley. Ponieważ powrotny pociąg do St. Petersburga miały dopiero o 23.00, Irina zaprosiła je do nas i zostały u nas do 22.00. Dowiedziałam się od nich kilku ciekawych rzeczy. Np. tego, że mogłabym spróbować się podłączyć do internetu przez linię telefoniczną, używając karty do dzwonienia za granicę – wtedy nic by to nie kosztowało moją gospodynię. Tylko tak coś mi się wydaje, że mój modem nigdy nie został na tym komputerze skonfigurowany 🙁 (coś mi się majaczy, że tata powiedział: „…a modemu to ci już konfigurować nie będę, bo przecież nigdy nie będziesz go potrzebować.”) Poza tym powiedziały mi, że niestety powrotny bilet na pociąg do St. Petersburga już nie jest wliczony w opłatę administracyjną, którą uiściliśmy w czerwcu, to będzie prawdopodobnie koszt rzędu 1000 rubli :/ One za powrotny do Pietrozawodska zapłaciły ok. 3000-4000 rubli :/ A to również oznacza, że gdybym chciała jechać do St. Petersburga w czasie reading week… Sporo wydam.

Zahra mieszka w Rosji już 5 lat, wcześniej studiowała, a potem została kuratorką i poza tym naucza angielskiego w kilku miejscach (głównie prywatne szkoły i firmy). Jest pierwszą Angielką (choć indyjskiego pochodzenia), która całkiem nieźle mówi po rosyjsku. Za to Ashley dosyć kiepsko – Maria od razu zauważyła, że w takim razie nie rozumie, dlaczego Ashley jest naszą kuratorką. Słusznie.

Podzielono nas na grupy. Podzielono nas chyba według zasady, że ma być po równo w każdej grupie, co nie za bardzo mi się podoba, ponieważ oznacza to, że do naszej grupy dostały się osoby o tak niskim poziomie, że właściwie nie wiem, czym mamy się różnić od niższej grupy. Bo o ile pamiętam, Betty Banks po rosyjsku ani me, ani be, a jakimś cudem jest w mojej grupie :/ No ale już trudno. Zastanawiam się tylko, gdzie się podziali ludzie, którzy rosyjskiego się uczyli dłużej – pojechali do Moskwy i St. Petersburga, czy jak? Bo tutaj wychodzi na to, że na całą dwudziestkę jest takich osób może… pięć? I tyle właśnie osób powinno być w naszej grupie. Dziwnie będzie, jak ci, którzy przyjechali na 13 tygodni, pojadą do domu, i zostaniemy sami. Zresztą podobnie będzie, gdy będą mieć reading week – mają wcześniej od nas.

Dzisiaj pojechałam z Marią i jej хозяйкой na grzybobranie. Najpierw podjechałyśmy na jej daczę (tutaj chyba wszyscy mają dacze), oddaloną o 60 km od Pietrozawodska, wzięłyśmy mamę хозяйки, i pojechałyśmy do lasu. Niestety grzybów nie ma – jest za zimno. Tzn. jest w bród, ale tylko tych niejadalnych. Ja znalazłam tylko dwa, i nawet nie wiem, jak się nazywały. Jedne z nich to mogła być gąska, a drugi – nie mam pojęcia. Były też borowiki, oraz jakieś takie różowe i czerwone grzyby, które według naszej хозяйки nadawały się tylko do solenia. Szkoda, bo mam straszną ochotę na smażone kurki, sos grzybowy i tym podobne smakołyki 🙁

Na daczy ugoszczono nas zupą rybną, pirogiem z kapustą, kaszą z dynią – nie wiedziałam, że dynia może rosnąć w tak chłodnym klimacie. A potem były ciastka, które smarowałyśmy serkiem z orzechami (takim do chleba) – ciekawy pomysł, nigdy bym na to nie wpadła, no i herbata z warieniem, pycha. Podoba mi się ruska kuchnia, oj podoba. Już widzę te kilogramy przybywające mi na tyłku ;P

Irina, okazuje się, studiowała rosyjski i była przez 7 lat nauczycielką rosyjskiego, a potem pracowała na uniwerku, ale już w innym charakterze, już nie pamiętam dokładnie. Ależ ja mam szczęście do nauczycieli.

Okazuje się, że Samantha była tutaj 3 lata temu, potem Irina zrobiła sobie przerwę. Czyli, że pierwsza studentka musiała tu być jakieś 5-6 lat temu. Nazywała się Anuszka, i Irina opowiedziała, jak to kazała Anuszce wracać o 11 wieczorem do domu, a Anuszka, która miała wówczas 18 lat (jakoś w to nie wierzę, myślę, że miała 19, tyle mają najmłodsi, no ale może…), powiedziała, że ona jest dorosłą kobietą i sama będzie decydować, o której będzie wracać. Ale Irina powiedziała, że północ to najpóźniej, i koniec. No i Anuszka się dostosowała. Irina była taka sroga, bo tak po prostu się bała o Anuszkę, to była jej pierwsza studentka-lokatorka, i czuła się za nią odpowiedzialna. No i ja to w sumie rozumiem, ale włos mi się na głowie zjeżył, bo jakby mi coś takiego powiedziała, to chyba bym się od razu wyprowadziła.

Ja od kiedy przyjechałam, chodzę spać najpóźniej o północy (a żegnam się z Iriną na ogół wcześniej, więc ona myśli, że chodzę spać o 22.00-23.00), więc pewnie ma mnie za tę z rodzaju „grzecznych.” Cóż, nie zamierzam wyprowadzać nikogo z błędu ;P Gdybym miała internet, to co innego, ale wieczorem po prostu nie mam co robić 😉 Poza tym to miło się wyspać, w końcu muszę wstawać o 8 rano pięć razy w tygodniu.

Irina powiedziała mi także, że jest ateistką i nigdy nie była chrzczona. Ciekawa jestem, czy obchodzi święta Bożego Narodzenia. Jak znam życie, to tak 😉

*Update z 25.09.2008: spytałam się o to Tamary – miałam rację.*

Podczas rozmowy ze Zahrą, Ashley i mną Ira dwukrotnie wspomniała, że wszyscy myślą, że Rosja to taki straszny kraj, a oni tutaj sobie zupełnie normalnie żyją, i „gdyby jeszcze rządy były normalne, to już w ogóle byłoby dobrze.” Tak więc jak widać to prawda, że Rosjan bardzo boli to, jak są widziani przez Zachód.

Od jutra zacznę chodzić na wykłady, na początek wybrałam: rosyjski folklor, literatura XX wieku, historia języka rosyjskiego i historia Rosji. Jest jeszcze literatura XVIII w. – ale to by było trochę zbyt trudne, oraz XIX – tą już przerabiałam w tamtym roku. Poza tym jest wprowadzenie w językoznawstwo, ale tak szczerze, wydaje mi się, że po rosyjsku będzie mi to zbędne. Choć generalnie żałuję, że moje studia to nie filologia i nie mam niektórych z tych przedmiotów (np. właśnie historii języka). No i poza tym jest jeszcze fonetyka, fonologia, morfologia i składnia języka rosyjskiego – myślę, że to też będzie za trudne.

Póki co, tylko raz rozmawiałam o Gruzji z Rosjanami, a właściwie z Rosjanką, starszą panią z muzeum. Też jakoś tak wyszło, że sama zaczęła, i powiedziała tylko tyle, że ci „mądrzy u władzy” sami wszystko wiedzą najlepiej. Miała na myśli to, że „zwykłym” ludziom trudno osądzić sytuację, ponieważ nigdy nie wiemy, czy to co nam podają media, jest prawdą. No i to, że „zwykłych” ludzi w Gruzji, Osetii i Abchazji nikt o zdanie nie pyta, ich życie jest w rękach „mądrych tego świata.”

W Rosji katastrofa samolotowa, zginęli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie. Samolot – Boeing 757, jest jednym z najbezpieczniejszych na świecie. Co nie przeszkodziło Irinie skomentować niemalże natychmiast po usłyszeniu tej informacji: „Powinni własne samoloty budować, w swoim kraju je produkować, a nie od Chińczyków kupować – to by i takich tragedii nie było!” Boże mój, ona uważa siebie za Europejkę, a Rosję za normalny kraj, i jednocześnie takie głupoty opowiada? Ta, lepiej, żeby wszyscy w ogóle na całym świecie Tupolewami latali. Lepiej niech się zastanowi, dlaczego Rosja jest jednym z krajów, gdzie zdarza się najwięcej katastrof lotniczych (nie oskarżam kraju jako takiego, to też kwestia np. trudnego klimatu). Nie sądzę, że z powodu chińskich samolotów. Poza tym jestem pewna, że spora część rzeczy w jej domu też jest z Chin, ot co.

Komentowanie zamknięte.