Takich kilka spostrzeżeń i informacji, o których zapomniałam napisać wcześniej… Po pierwsze, obsługa kelnerska w restauracjach, barach, kawiarniach i pubach w Pietrozawodsku (nie wiem, czy w całej Rosji, więc nie będę uogólniać) jest na bardzo niskim poziomie, i to nieważne – w drogiej restauracji, czy taniej knajpce. Trudności zaczynają się już na samym początku – żeby otrzymać menu, trzeba często samemu podejść do kelnerki i ją poprosić, bo nowo wchodzący klienci są dla kelnerek na ogół niewidzialni, więc nawet machanie rękami od stolika nie daje rezultatu. Potem możliwe są dwie sytuacje: albo kelnerka przychodzi już po minucie, żeby zapisać zamówienie, i gdy jeszcze niczego nie wybraliśmy, będzie przychodziła regularnie co minutę (nawet jeśli powiecie: „Jeszczo 5 minut, pożałsta”) i bardzo będzie się irytowała za każdym razem, że jeszcze nie jesteście gotowi złożyć zamówienia. Alternatywą jest sytuacja, w której znowu trzeba ganiać za kelnerką i prosić, żeby podeszła do stolika, inaczej można czekać i pół godziny… Sytuacja powtarza się, kiedy nadchodzi czas poprosić o rachunek. Zdarza się też mylenie zamówień, przy czym kiedy kelnerka przyniosła mnie i Ulli złą pizzę (czego nie zauważyłyśmy, bo byłyśmy zbyt zajęte rozmową), powiedziała nam o tym dopiero, gdy skończyłyśmy jeść… Przy czym na nasze nieszczęście, nawet w typowych pubach wszędzie są kelnerki, nie można po prostu podejść do baru i zamówić sobie piwo, trzeba wiecznie polować na kelnerki, co jest dosyć męczące. Nie wspominając o tym, że nie można ich nazwać uprzejmymi i sympatycznymi, wręcz odwrotnie…
Rosjanie bardzo narzekają na wzrost cen, który jest spowodowany wysoką inflacją. Tamara powiedziała, że ich emerytura wynosi 4000 rubli, a ceny obecnie są takie jak w Polsce, gdzie mimo wszystko emerytura ludzi pracujących w podobnym zawodzie wynosi więcej. Narzekała nawet na cenę biletu miesięcznego na trolejbus, która mnie wydawała się naprawdę przyzwoita. Poza tym powiedziała, że podobno ceny na pociąg w tym roku poza sezonem nie zmniejszą się, jak to zwykle bywało. Szkoda, bo na to liczyłam, zapłaciłabym mniej za pociąg do St. Petersburga w listopadzie. A gospodyni Andrew powiedziała mu, że jest teraz tak drogo, że powinniśmy płacić przynajmniej 16 000, a nie tylko 10 000 rubli miesięcznie. To już jest lekka przesada, tyle to się płaci w Moskwie. Jeszcze rozumiem, gdyby kupowała za to swojemu lokatorowi jakieś delikatesy, ale większość z naszych gospodarzy żyje bardzo oszczędnie i tak też nas żywią. Ja dzisiaj na przykład miałam na śniadanie do chleba serek topiony Hochland, który przeterminował się w lipcu… Wtedy jeszcze nie było podwyżek cen 😉 To też mi przypomina Annemarie – na pewno gdybym o tym powiedziała Irinie, powiedziałaby: co z tego, że przeterminowany, można jeść. No ale ja jednak myślę, że daty ważności do czegoś służą.
Swoją drogą w Pietrozawodsku je się bardzo dużo ryb. Bardzo popularna jest zupa rybna, ostatnio miałam ją znowu na pierwsze danie, a na drugie: kotlety ziemniaczane i rybę… 😀 Wiem, że to była ryba morska, ale zastanawiam się, czy jada się ryby z jeziora… Bo jeśli jest zanieczyszczone metalami ciężkimi, raczej się nie powinno. A ostatnio na obiad miałam zupę szczawiową, wiem, że jest ona również popularna w Polsce, ale u mnie w domu się nie jadało, więc to był mój pierwszy raz 😉