Kolejna porażka. Najciekawiej dla nas brzmiący wykład: rosyjski folklor, został odwołany (a miał być i wczoraj, i dzisiaj), bo wykładowca zachorował. Piękny start. Jest środek tygodnia, a ja jeszcze nie byłam de facto na żadnym wykładzie.
Andrew jednak nie jest tak mądry, jak myślałam. Powiedziałabym, że brak mu mądrości życiowej, zaiste włada jedynie wiedzą encyklopedyczną. Wczoraj próbował udowodnić mnie i Marii, że w Anglii nie ma biednych ludzi. W porównaniu z Indiami i Afryką. Oczywiście, że w TAKIM porównaniu nie. Bo nawet bezdomni dostają zupę od organizacji charytatywnych. Przypomniało mi się, że Paweł Czerwiński znał podobny przypadek – jego znajoma z bogatej rodziny, Polka, myślała, że w Polsce nie ma biednych ludzi. To jeszcze zabawniejsze 🙂 A jeszcze bardziej poraziła mnie wiara Andrew w system – nawet jeśli są biedni w Anglii, to system przecież im pomaga, przecież są zasiłki i wszystko tak sprawnie działa etc. Boże drogi. Andrew to czystej krwi burżuj – wystarczy posłuchać, jak się zachwyca spinkami do mankietów i gotów jest na nie wydać setki funtów, a próbuje oszczędzać 15 pensów na jedzeniu. Albo jak opowiada, że żeby otworzyć konto w banku, poszedł tam ubrany w garnitur i pod krawatem, bo… lepiej ubranych ludzi lepiej się traktuje. Pośrednio tak, ale niestety ja nawet gdybym poszła w mini do mojego banku, to niczego bym nie osiągnęła, bo bardziej od wyglądu liczy się rzeczywisty stan konta. Poza tym ja o fakcie, że ludzi z kasą traktuje się lepiej, mówię z irytacją, a jemu to się autentycznie podoba. No cóż, on jest po drugiej stronie barykady. Ciekawe, Andrew, czy chciałbyś przeczytać, co ja o Tobie napisałam w swoim pamiętniku 🙂
Była porażka, ale był i sukces. Udało mi się odnaleźć tajemniczy pokój o numerze 153, w którym mieści się biblioteka wydziału języków obcych. Po tygodniach zakradania się i wyścigów do komputerów w głównej bibliotece, udało mi się pokonać Rachel, która odeszła z kwitkiem (bo ona nie wie, gdzie 153 jest, pssst), a ja dostałam komputer na… cały dzień ;D Mam nadzieje, że jeszcze długo moje drogie przyjaciółki Angielki nie znajdą tego pokoju (wiem, że już szukały – bez powodzenia ;D) – wtedy już nie będzie tak różowo, bo tam są tylko 3 komputery. Siedziałam tam 5h i w tym czasie przyszły tylko… dwie osoby ;D W końcu wysłałam swój pamiętnik do kilku osób, odpisałam na wiadomości, i zamieściłam zdjęcia online. Niestety w bibliotece było zimno jak w lodówce, pod koniec czułam się jak bryła lodu i z trudem naciskałam klawisze przemarzłymi palcami. Mam nadzieję, że na uniwerku też w końcu zaczną grzać… Bo inaczej się rozchoruję.
Internet tak mnie wciągnął, że zapomniałam pójść na wykład o historii języka o 15.15 :/ No nic, spróbuję w przyszłym tygodniu.
W sobotę kolejna ekscytująca wycieczka – do Kiwacza (Кивач). Mam nadzieję, że jeszcze ten jeden raz pogoda dopisze. Obecnie temperatury wahają się między 5-10 stopni i często mży. Ale podoba mi się to, że wciąż jest jeszcze bardzo zielono – w Londynie już w sierpniu liście spadały z drzew, ale tutaj rośliny później rozkwitają, więc i później więdną i tracą liście. Zresztą, jesień poza miastem na pewno będzie piękna i mam nadzieję to zobaczyć na własne oczy.
Jeśli chodzi o jedzenie, najbardziej wszystkich zadziwia ilość twarogu, jaką zjadają Rosjanie. Prawdopodobnie każde z nas dostało przynajmniej raz na śniadanie michę twarogu ze śmietaną i cukrem. Na pewno Rosjanie nie wiedzą, co to osteoporoza 🙂 Nadmiar tłuszczu w jedzeniu to osobna sprawa: jak już pisałam, czasem dostaję na śniadanie kaszkę mannę, ale dopiero niedawno zobaczyłam, jak Irina wpakowuje w nią pół łychy masła! No i po co, przecież bez masła równie dobre by było… A raz dała mi na śniadanie płatki kukurydziane i mleko, które już niezbyt ładnie pachniało i było bardzo kwaśne… Ja nie wiem, czy oni tak jedzą, czy ona o tym nie wiedziała po prostu… Bo oczywiście zsiadłe mleko rozumiem, ale takie skwaśniałe mleko do płatków? A fe.
Maria nie ma aparatu cyfrowego, tylko „analogowy”. Nie ma też komórki ani swojego komputera. Jedyna nowinka techniczna, której używa, to iPod. Ciekawe.
Jednego można być pewnym – wykształceni Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda polityczna sytuacja w ich kraju. Cenzura w mediach ich nie oszuka, bo jest internet i są media zagraniczne. Wykształceni Rosjanie wiedzą, że wybory są fałszowane, a ich demokracja to fikcja. Doskonale orientują się także w tym, że Rosję obecnie tak naprawdę ciężko nazwać federacją, oczywiście dzięki staraniom Putina. Np. na gubernatorów już się nie głosuje, tylko są wybierani odgórnie. Próg wyborczy w Rosji wynosi 7%, w związku z czym żadnej partii opozycyjnej nie uda się wejść do parlamentu. Kiedyś głosowano nie tylko na partie, ale też na osoby – wtedy jeszcze było to możliwe. Ale teraz głosuje się niemalże na ślepo, bo nie zna się nawet składu partii! W Inguszetii sfałszowanie wyborów było najbardziej chamskie – według oficjalnych danych, ponad 90% obywateli poszło głosować, i spośród nich aż 90% głosowało na partię Putina (Единая Россия). Jewlojew zorganizował akcję pt. „Ja nie głosowałem”, która udowodniła, że prawie 30% mieszkańców Inguszetii nie poszło głosować. 2 tygodnie temu Jewlojewa zabiła milicja. Oficjalnie – przez przypadek.
W Rosji podatek od dochodu wynosi 13%, dla wszystkich niezależnie od dochodu. Zmianę tę wprowadził Putin, wcześniej było podobnie, jak w krajach Europy Zachodniej. Podatek socjalny (ochrona zdrowia, emerytura) opłacany jest przez pracodawcę i wynosi 26.2%. VAT wynosi 18%, ale ma być zmniejszony do 12% w 2009 r.