Wczoraj byliśmy znowu w Teatrze Narodowym (zwanym tutaj „fińskim”, co jest zresztą dosyć zabawne), na sztuce będącej adaptacją opowiadania Gogola pt. „Staroświeccy ziemianie”. Było nas razem jakieś 17 osób, pod koniec pobytu w Pietrozawodsku nagle wszyscy postanowili się ukulturalnić 🙂 Zaczęło się od tego, że Andrew spytał się Tima, czy by nie chciał z nim iść do teatru, i nagle okazało się, że stał się organizatorem całkiem niemałej wycieczki.
Po spektaklu poszliśmy do jakiejś miłej i prawie pustej kafeszki, w której piwo kosztowało tylko 45 rubli. Zaprowadziła nas tam Tania, którą dopiero poznałam, ale inni znają ją od jakiegoś czasu, bo kiedyś przyszła na zajęcia do drugiej grupy i potem parę razy spotkała się z kilkoma osobami. Przy czym ostatnim razem było to w piątek, i Andrew po pójściu z nami do kina powiedział nam, że jedzie do Tanii, na co odparłam, że powinien mnie zabrać ze sobą, bo chcę ją poznać, a on się nie zgodził. Tania oczywiście jak tylko mnie poznała, spytała się, dlaczego nie przyszłam na spotkanie w piątek, na co jej wyjaśniłam, że Andrew był o nią zbyt zazdrosny jako o własną znajomą. Postępowanie Andrew coraz bardziej mnie irytuje – on wiecznie próbuje oddzielać mnie i Marię od reszty znajomych, wymyślił sobie ten podział na grupki i chyba uważa, że ponieważ przez pierwszy miesiąc spędzaliśmy w trójkę dużo czasu, to znaczy, że inaczej jak w trójkę już spotykać się nie możemy, i że on straci na swojej ledwo co zdobytej popularności (dobre sobie, na dwie tygodnie przed wyjazdem do domu udało mu się „zaprzyjaźnić” z kimś więcej niż my dwie), jeśli gdziekolwiek pójdziemy razem (raz wszyscy wybierali się na lunch po zajęciach, staliśmy akurat w holu uniwersytetu, Maria zaczęła się zastanawiać, czy by też nie pójść, na co Andrew zaczął się sprzeciwiać; to już było po prostu bezczelne, jakie miał prawo tak się zachowywać, skoro było to grupowe wyjście i nie z jego inicjatywy?) Kiedyś Andrew stwierdził, że ma syndrom Aspergera (to taka delikatna odmiana autyzmu), myślę, że chyba rzeczywiście coś takiego mu dolega, bo jego zachowanie wskazuje na to, że jest społecznym debilem. Na przykład wczoraj po spektaklu poszedł z Tomem i kimś tam jeszcze kupić bilety na pociąg do St. Petersburga, i jakoś „zapomniał”, że Maria miała jechać z nimi, tak więc Maria musiała sobie kupić dzisiaj osobny bilet i będzie jechała tym samym pociągiem, ale osobno. Przeprosił ją za to, ale co to zmienia. Nie wiem, on tak jakoś panicznie lgnie do ludzi, i najbardziej nie podoba mi się to, że my niejako przygarnęłyśmy go do siebie, a właściwie sam się „wprosił”, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, gdyby nie my, to by siedział w domu 24/7, a teraz robi takie świństwo Marii.
Podoba mi się to, że w Rosji herbata w kafejkach często jest bardzo tania – w jednej kafejce w Piterze widziałyśmy herbatę za 10 rubli, a tutaj widziałam za 20. My jednak z Marią ostatnio mamy nową pasję – kawę dla dwóch osób „w turku” (to jest po turecku), a właściwie to obecnie bierzemy dla trzech, bo dla dwóch nam nie starcza. Kawa z piachem, jakby powiedział Kamil, ale jest naprawdę dobra.
Dzisiaj na zajęciach z Griszą rozmawialiśmy o alkoholu, powiedział nam, że piwo z wódką nazywa się „jorsz” (ёрш), i nawet widziałam kiedyś coś takiego w menu w jednym z pubów. A whisky z piwem, mniej popularna, nazywa się „bomba” 🙂 Przy czym okazuje się, że jestem bardziej spostrzegawcza od reszty (albo oglądam więcej telewizji :P), bo tylko ja zauważyłam, że piwo reklamuje się w Rosji po 22.00 i że nie wolno reklamować innych alkoholi. Natomiast nie zwróciłam uwagi na fakt, że w tych reklamach nigdy nie pojawiają się ludzie – od niedawna jest to zakazane. Prawo pod tym względem staje się coraz ostrzejsze, Grisza opowiadał, że kiedyś nawet się zdarzały reklamy piwa w przerwach programów dla dzieci.
Tamara 6. grudnia leci na dwa tygodnie do Egiptu. Widzicie, jak sobie emerytki żyją w Rosji 🙂 A Irina od jakiegoś czasu daje korepetycje z rosyjskiego jakiemuś dzieciakowi, to oznacza, że razem ma już cztery źródła zarobku, a i tak to, co ja płacę, stanowi jakieś 45% jej dochodu. Rozmawiałam o tym z Tanią i przyznała, że 10 000 za zakwaterowanie z wyżywieniem to cena znacznie zawyżona, właśnie dlatego, że jesteśmy obcokrajowcami. Jest pierwszą osobą, która się ze mną zgodziła, bo gdy wcześniej rozmawiałam o tym z Anglikami, to uważali, że jest to przyzwoita cena, i nie widzieli nic dziwnego w tym, że to o wiele więcej, niż się tu przeciętnie zarabia, a na ogół przecież stancja (nawet z wyżywieniem) to rzecz, na którą powinien móc sobie pozwolić rosyjski student. A wiecie, ile Tania płaci za akademik? 100 rubli miesięcznie… Nie żartuję. Czyli 100 razy mniej niż ja.
Od dzisiaj równo miesiąc do dnia mojego wyjazdu z Rosji!