Ktoś się mnie spytał, jak mi się żyje bez Kamila. Otóż, całą swoją miłość do niego przelewam na psa. To znaczy, na suczkę. I nawet sypiam z nią w jednym łóżku, głowa przy łebku, bo ten pies jest zbyt dumny, by spać w nogach, o nie, bez poduszki się nie obejdzie.
Nocleg w hostelu w St. Petersburgu zarezerwowałam online. Hostel ma wdzięczną angielsko-rosyjską nazwę: „Red Medved'” i chwali się tym, że staff jego mówi po angielsku. Jeśli równie dobrze, jak łebmajster, to jestem pod wrażeniem, bo na stronie było napisane, że co tydzień odbywa się „pub cwowling” LOL. To musi naprawdę „ekstrimalna” wersja pub crawl 😉 Co do reszty osób, część jedzie do Moskwy, część do Pitera, parę osób chciało jechać do Murmańska, ale chyba już zrezygnowali (wierzcie mi, nie ma tam nic ciekawego, zorzę polarną będzie można zobaczyć dopiero później), ktoś tam jedzie do Kijewa nawet, a Rachel wybierała się do Archangielska. Joe natomiast, Andrew i podobno Adam chcą zostać w Pietrozawodsku. Nie mogę się im nadziwić.