Dzisiaj rozmawialiśmy o jedzeniu na razgowornoj praktikie i tak się wszyscy rozmarzyli… Tak wszystkim się zrobiło tęskno za egzotyczną kuchnią… Betty wspominała swoje trzytygodniowe wakacje w Singapurze, Joe marzył o tym, żeby zostać na trzy dni kelnerem w chińskiej restauracji, Rachel chciała choć na jeden dzień transferować się do Londynu… Haklak opowiadał trochę o kuchni koreańskiej, brzmi bardzo ciekawie, chyba nigdy nie byłam w koreańskiej restauracji, trzeba pójść. I u nich jada się psy, i on sam też próbował, ale mu nie smakowało. A Adam próbował węża w Pekinie. Ja mogę się pochwalić ślimakami we Francji, nic bardziej egzotycznego nie pamiętam 😉
O kuchni rosyjskiej stwierdziliśmy, że brakuje w niej sosów. Wszystko suche – makaron, ryż, ziemniaki. Bardzo dziwne, bo sos to podstawa dobrej kuchni. Moja gospodyni nie używa też w ogóle ketchupu ani musztardy – tylko majonezu – a ostatnio parokrotnie miałam na obiad parówki i jak mi musztardy brakowało! Konia z rzędem za jeden słoik… Wspominałam już także brak jakichkolwiek przypraw oprócz pieprzu, soli, cebuli, czosnku i liścia laurowego. Rosjanie prawie nie jedzą kanapek, bo suche jedzenie to niedobre i niepożywne jedzenie 🙂 Nazywa się to „wsuchamiatku.” Myślę, że gdyby popróbowali kanapek sprzedawanych w Anglii, to by zmienili zdanie, ale pewnie tak jak i w Polsce, kanapka tutaj to po prostu chleb z serem albo wędliną i tyle.
W telewizji ostatnio widziałam zapowiedź filmu pt. „1612″, będzie na Kanale Pierwszym 4. listopada, czyli niestety akurat, gdy będę w Piterze. Nie wiem, czy to film polski, czy rosyjski, czy jak, ale widziałam w nim Żebrowskiego… Ciekawe.