Wczoraj na kolację miałam fasolę po gruzińsku z pieczonym kurczakiem. Bardzo dobra była. Edward i Tamara mówili, że ostre, widać Rosjanie przyzwyczajeni są do mdłych potraw, bo ja nic nie czułam.
Dzisiaj na śniadanie zaś miałam najpierw jajko sadzone i dwa świeże pomidory, a potem bliny – tym razem były to typowe racuchy, a nie naleśniki. Jak widać bliny przyjmują różne postaci. Jedliśmy je z warieniem (варенье), czyli słynnym rosyjskim przetworem owocowym podobnym do konfitur. Co do składu to pewna nie jestem, po kolorze bym zgadywała, że to był agrest i na pewno cytryna. A myślałam, że tylko w Zachodniej Europie je się naleśniki z sokiem cytrynowym 🙂 Gdy opróżniliśmy słoik, Tamara nalała do niego herbaty i wymieszała ją sobie z resztkami warienia. Już wcześniej słyszałam, że Rosjanie piją herbatę z warieniem.
Bardzo przyjemne śniadanie, szczególnie, że Irma mi pod stołem stopy lizała 😉 (Tak, ona należy do gatunku psów „liżących”.)
Od jutra Ira idzie do pracy, więc będę jadła śniadanie sama – ona mi wszystko zostawi gotowe na stole. W sumie to i lepiej, bo z rana nie jestem zbytnio rozmowna. Tamara też pracuje, więc Ira mnie prosiła, żebym po zajęciach wyszła z Irmą. Czemu nie, przynajmniej będę miała powód, żeby zażyć trochę ruchu ;P
Edward był u nas przez cały weekend. Zauważyłam, że Ira strasznie go strofuje na każdym kroku, biedny chłopiec. Nie chciałabym mieć takiej babci. Zgadza się moje pierwsze wrażenie, że ona jest taką dosyć surową osobą, nie z gatunku tych ciepłych, miłych babuszek.
Zaczyna mi być trochę zimno w moim pokoju 🙁 Reszta domu wydaje mi się trochę cieplejsza, w łazience zresztą jest coś w rodzaju małego kaloryfera, a w kuchni wiadomo, od gotowania się robi gorąco, ale u mnie jeszcze nie ma ogrzewania. Ciekawe, kiedy włączą.
Dzisiaj widziałam prognozę pogody w internecie. Temperatura będzie gwałtownie spadać. Pod koniec kolejnego tygodnia będzie o jakieś 10 stopni mniej. Już dzisiaj czułam, że było chłodniej. I cały dzień mżawka.
Odkryłam kafejkę internetową w tutejszym centrum handlowym. Mają tego mnóstwo wszędzie, wyglądają wypisz wymaluj jak słupski „Manhattan” (a może TEN manhatan się przez jedno „t” pisze? 😉 W dni powszednie jest trochę droższa niż kafejka w centrum (39 rubli za godzinę ~ 3.90 zł, 33 ruble w centrum), ale za to w weekendy kosztuje tyle samo i jest bardzo, bardzo blisko.
Dzisiaj byłam w tej kafejce w centrum. Jak wszędzie w Rosji, od przyjmowania wpłat są panie kasjerki. To chyba po to, żeby dla każdego było miejsce pracy. W sklepie Megafon (sieć komórkowa) umowę podpisywało się u jednej pani, potem się szło zapłacić do kasy, a potem się wracało do pierwszej pani dostać kartę SIM 🙂 Tutaj podobnie: trzeba najpierw w kasie zapłacić za internet, a potem pójść do kafejki. Pani w kafejce nie wyglądała, jakby się na komputerach znała, więc o USB się jej nie pytałam – a komputery w szafkach na klucz zamknięte stały. Słuchawek też żadnych nie było, więc o Skypie można zapomnieć. Widocznie dla Rosjan internet to po prostu internet, i co to multimedia – nie wiedzą. Zobaczę jeszcze, jak w mojej lokalnej kafejce będzie.
Teraz już wiem, czemu w Rosji pojawiły się marszrutki – oczywista, że państwowemu transportowi nie można ufać. Dzisiaj wszystkie trolejbusy stanęły w miejscu jak jeden mąż, i już nie pojechały. Jak długo stały, nie wiem. Wiem, że akurat kiedy ja przyszłam na przystanek, żeby wrócić z centrum do domu, przyjechał ostatni, i ten wszystkich wysadził i już nikogo nie wziął. Czekałam na przystanku jakieś 45 minut – pomyślałam, że niedziela, to pewnie rzadko jeżdżą, nie domyśliłam się, że wszystkie po prostu stanęły – potem poszłam do domu na piechotę. Po 40 minutach, kiedy już byłam blisko domu, widziałam, że trolejbusy dalej stały. Czyli minęło już ok. półtorej godziny. Co by ludzie w takiej sytuacji bez marszrutek zrobili? 🙂
W różnego rodzaju dokumentach i informacjach, które dostałam od organizacji, która zajmuje się naszym wyjazdem do Rosji, znalazłam mnóstwo pożytecznych porad. Najbardziej podobały mi się następujące: żeby wziąć ze sobą Marmite, korek do wanny (to dla tych, którzy będą mieszkać w akademikach), latarkę (?? w razie awarii prądu?), śpiwór (gdzie ja go mam spakować?), własny zestaw medyczny ze strzykawkami (to samo pytanie)… Przeczytałam również, że w każde wakacje przez okres ok. 3 tygodni nie ma w Rosji ciepłej wody – podobno dlatego, że hydraulicy mają wtedy wakacje (?). Ulla dzisiaj mi napisała, że u siebie w Nowosybirsku nie ma ciepłej wody, i ma karaluchy i grzyba w kuchni… To ja już wolę płacić te 10 000 rubli na miesiąc i przynajmniej mieć normalne warunki 😉 Ulla przyjedzie do Pietrozawodska 1. października, na 5 dni, hurra!
Na kolację miałam „szczi” (щи – kapuśniak ze słodkiej kapusty) i coś w rodzaju gołąbków, tylko zamiast kapusty były papryki. A potem lody. A wieczorem przyszła sąsiadka i zaproszono mnie na wino. Powiem szczerze, że nawet ja w młodości tak szybko nie piłam wina, jak Ira i Tamara. A wino było półsłodkie.