Powrót z St. Petersburga odbył się bezproblemowo, choć chyba powinnam sobie kupić zatyczki do uszu, żeby móc się wyspać w pociągu. Szczególnie problematyczne jest to, że budzę się zawsze wtedy, gdy pociąg się zatrzymuje, a wierzcie mi, te pociągi więcej stoją niż jadą! Niesamowity jest też fakt, że pociąg relacji St. Petersburg – Pietrozawodsk jest zawsze pełen ludzi, a policzyłyśmy z Marią, że ma około 20 wagonów, a w każdym mieści się ok. 30-50 osób… Na kolację kupiłyśmy sobie znowu czarny chleb i do tego serek Créme Bonjour (tutaj się nie nazywa: „Rama Créme Bonjour” 😉 ) z ogórkami kiszonymi, po prostu niebo w gębie, od razu mi się przypomniało, jak go kupowaliśmy z Kamilem hurtowo w Bocianie (polskim sklepie internetowym w Londynie).
Rano musiałam zbudzić dzwonkiem do drzwi Irinę, bo ona i jej siostra chyba uważają za zbyt kosztowne lub problematyczne dorobienie trzeciego zestawu kluczy i poprosiły mnie o zostawienie im moich kluczy na czas mojego wyjazdu. Irina otworzyła mi drzwi, po czym poszła spać dalej. Ja rozpakowałam się, wzięłam prysznic, i poczułam, że przed pójściem spać mam jeszcze ochotę na gorącą herbatę, więc poszłam do kuchni. Było ok. pół do dziewiątej. Natychmiast usłyszałam szuranie nóg, po czym biadolenie Iriny, że czemu jej nie powiedziałam, że chcę śniadanie. Hmm, bo nie wiedziałam do momentu, kiedy mi się go zachciało? Dlaczego starsi ludzie są zawsze tak problematyczni? Czy ja wyglądam na kogoś, kto nie umie sobie zrobić kanapki? A jak powiedziałam „Niczego” („Nie szkodzi”), to jeszcze miała czelność odpowiedzieć, że wcale nie „niczego”, bo dzisiaj jest święto, imprezowa urodzinowa Tamary, że przychodzą goście o 14.00, że to, że tamto… Przepraszam, ale do tej pory nie rozumiem, jaki to miało związek z tym, że zjadłam śniadanie o 8.30 rano, a nie dopiero po wstaniu pewnie koło 13.00 – chyba wręcz wtedy byłoby to bardziej problematyczne? No nic, tak tylko sobie marudzę, bo po prostu ścierpieć nie mogę takich sytuacji, kiedy ktoś mi od rana na coś biadoli, a ja jestem zmęczona i tak mam to w dupie, no i w ogóle to nie ma żadnego problemu, tylko KTOŚ sobie lubi problemy wymyślać.
Wstać było bardzo ciężko, ale o 12.30 zwlokłam się z łóżka, a koło 14.00 byłam w bibliotece, bo musiałam się zająć kolejnym tłumaczeniem, które przysłał mi Kamil. Chciał, żebym robiła je jeszcze w St. Petersburgu, ale jak widać z powyższych zapisków, nie było to zbytnio możliwe, nie wspominając faktu, że kiedy się jest w wakacyjnym nastroju, to wszelaka praca jest po prostu niewyobrażalna. Tak więc znowu termin mnie goni, bo tym razem tłumaczenie ma aż 11 stron (choć marginesy szerokie nadzwyczajnie), a ma być gotowe na „początek przyszłego tygodnia”, termin ten ogólnikowy zapewne oznacza poniedziałek. W bibliotece kolejka do komputerów, czekałam 40 minut. Potem mogłam siedzieć tylko przez półtorej godziny, bo taki jest limit, jeśli ktoś czeka w kolejce. Resztę tłumaczenia robiłam w domu i udało mi się zrobić 8.5 strony, nie licząc niektórych słów, których nie zdążyłam sprawdzić online. No a jutro biblioteka zamknięta (biedni studenci, zajęcia w soboty mają, ale już z biblioteki mogą korzystać tylko do 17.00, a w niedziele w ogóle). Jeśli się nie okaże, że jak zwykle płatne kafejki są zawalone dzieciarnią, to na pewno to tłumaczenie jutro skończę, i tym razem zarobię jakieś godziwe pieniądze, które zaiste mi się przydadzą.
Ahh no tak, wracając do imprezy urodzinowej Tamary, toż to była uczta jak się patrzy. Tamara wystrojona, w butach na obcasach (nie wiem czemu strasznie mnie śmieszy taka domowa odświętność, szczególnie, że w tych butach co chwila latała do kuchni, żeby dolać soku, donieść chleba etc.), stół zawalony smakołykami, wszędzie pełno kwiatów, które przynieśli w prezencie goście – a tych zjawiło się siedmioro, średnia wieku pewnie z 65 lat. W tym przyjechała siostra Tamary i Iriny z Puszkina, Olia, i tu po raz kolejny miałam mętlik w głowie, gdy mi oznajmiono, że jest trzy miesiące starsza od Tamary – może to po prostu „dwojurodnaja siestra”, czyli kuzynka??
Wracając do uczty, okazuje się, że jedzenie przygotowywane na tego typu uroczystości jest o wiele wiele smaczniejsze! I że Rosjanie jednak znają sosy! Była ryba w takim sosie, w jakim kiedyś jadłam w Polsce, pycha, była też niesamowita potrawa składająca się z śledzia, buraków, ziemniaków, marchwi i Bóg wie czego jeszcze, po prostu niebo w gębie! Było też mięso – wołowina, na dwa sposoby – i to pyszne, i też w sosie własnym bardzo dobrym. I były sałatki! Dwie z majonezem, jedna – krabowa (nie wiem, czy z prawdziwego mięsa krabów) – taka sztandarowa rosyjska sałatka, i druga – mięsna, a trzecia ze słoika, marynowana, plus pomidory w jakiejś zalewie. Kiedyś się śmialiśmy na zajęciach, że rosyjskie sałatki są zawsze z mięsem albo z rybą, nigdy po prostu z samych warzyw. No i poza tym były kanapki z czerwoną ikrą (to mi akurat średnio smakuje), dwa rodzaje mięs (jak widać mięso to pokarm przeznaczony na uczty), ser żółty. Do picia – kompot, a oprócz tego do wyboru albo białe wino (potworne w smaku), albo wódka. Oprócz tego były owoce – olbrzymie winogrona (nie te liliputy, co zawsze), jabłka, banany i pomarańcze. Na deser nie zostałam, bo musiałam robić tłumaczenie, ale widziałam w kuchni samowar, a wieczorem dostałam tort, kupiony co prawda, a nie pieczony, no ale ile można gotować, przygotowanie tego wszystkiego musiało zająć Irinie ze dwa dni. A ich siostra z Puszkina ma pszczoły i przywiozła nam swój własny miód, nie mogę się doczekać, kiedy go spróbuję. Ahh, mam nadzieję, że dużo tego jadła zostało na jutro 😉
Przed naszym wyjazdem do St. Petersburga w Pietrozawodsku było dosyć ciepło i okropnie deszczowo, wszyscy mieli już dosyć ulew. Na szczęście w St. Petersburgu było zupełnie sucho, tzn. deszcz padał może raz. Na początku było też ciepło (między 6 a 10 st.), ale potem zaczęło się robić coraz zimniej, a jak wyjeżdżałyśmy, to było tylko ok. 3 st. A ja nawet nie wzięłam ze sobą rękawiczek, bo już przestałam wierzyć w te ciągle nadchodzące niskie temperatury. A Irina mi powiedziała, że w Pietrozawodsku raz nawet spadł śnieg (cholera, przegapiłam!) a temperatura spadła do -4 st. Obecnie waha się w granicach 0-5 st.