9.10.2008

Dzisiaj rano szron na trawie i szokująca, bo tak nagła i bezwstydna nagość drzew, z których opadły już liście.

Od paru dni w Pietrozawodsku odbywa się jarmark, na którym sprzedają między innymi wszelkiej maści miody, a także napitki z miodu, jeden z nich nazywa się „miedowucha”. Wszystkich miodów można było próbować za darmo, z czego gorliwie skorzystaliśmy. Rozkosz. Dawno już nie jadłam dobrego miodu, jedyny jaki kupowałam, to najtańszy z Sainsbury…

Okazuje się, że Nat jest w szpitalu od tego momentu, kiedy przestał przychodzić na zajęcia, tj. od wtorku, i będzie tam musiał spędzić jeszcze parę dni. Zatruł się czymś, czym, nie wie nikt, nawet on sam. Prewencyjnie przetrzymają go razem aż 10 dni. Na dodatek aresztowano jego gospodarza, choć nie mam pojęcia, czy aresztowanie ma związek z całą sytuacją czy nie, tak czy inaczej podobno Nat po wyjściu ze szpitala będzie musiał zamieszkać z kimś innym, wielka szkoda, bo wiem, że się bardzo z Aleksiejem lubili. Ma pecha ten Nat, najpierw wzięto go za Gruzina i chciano pobić, potem go otruto, a na koniec aresztowano jego gospodarza… Spisek antygruziński?

Obejrzałam „Pożegnanie z Afryką”, które pożyczyła mi Rachel, to dopiero trzeci film (nie licząc tv), który obejrzałam od czasu przyjazdu (pierwszym były „Memoirs of a Geisha” i coś z Nicolasem Cage’em niewarte wymienienia). „Pożegnanie z Afryką” to standardowy wyciskacz łez, i ta Meryl Streep udająca duński akcent, śmieszność… I za to aż 7 Oskarów? (i dlaczego mimo zniesmaczenia jestem zawsze tak podatna na to wyciskanie?)

Komentowanie zamknięte.