Pierwszego dnia (4. września) już o 10.30 musieliśmy iść na spotkanie na uniwersytet, żeby wypełnić formularz rejestracyjny. Bo tak, do Rosji nie wystarczy wiza, to tylko pierwszy etap. Potem na granicy wypełnia się kartę migracyjną, którą trzeba cały czas ze sobą nosić – jak również paszport, lub fotokopie tychże. A w miejscu pobytu trzeba się dodatkowo zarejestrować i tenże papier także ze sobą nosić. A kolejnym etapem będzie przedłużenie wizy, którą można początkowo dostać tylko na 3 miesiące, a my zostajemy na prawie 4, no i zmienienie jej na wizę wielokrotną, jeśli ktoś chce w międzyczasie podróżować poza granicami Rosji. Ale tego jeszcze nie zrobiliśmy.
Swoją drogą śmieszna rzecz – w Rosji, żeby cokolwiek kupić / załatwić, trzeba pokazywać paszport. Bilet na pociąg – paszport, karta SIM (typu pay as you go) – paszport. Wyobrażacie sobie, żeby w Polsce kupować Simplusa za okazaniem paszportu? To by było bardzo śmieszne. Ale tutaj nie jest. Tu inaczej nie można. Plus taki, że karta za darmo była – cała kasa, którą wpłaciłam (100 rubli ~ 10 zł) jest na mój użytek. Tylko że na zagraniczne numery nie mogę dzwonić, a jedynie pisać smsy. Jeślibym chciała dzwonić za granicę, musiałabym wpłacić 1500 rubli (~150 zł). Poza tym Rosja jest podzielona na różne strefy, i karta którą mam, jest tylko dla jednej strefy, i Moskwa to tak jakby zagranica, bo mieści się w innej strefie… Dziwactwo. Nie jestem pewna, czy nie można kupić karty SIM, która działałaby w całej Rosji bez podziału na strefy – może i tak, ale nam polecono kupić taką, to i kupiłam. Jestem w taryfie „Przyjaciele” i za minutę rozmowy z ludźmi w tej samej taryfie (czyli wszystkimi ludźmi z kursu) płacę jakieś 0.001 zł za minutę… 🙂 Inne rozmowy i smsy też są dosyć tanie, tańsze niż w Simplusie.
Wracając do mojego nowego miejsca zamieszkania – mieszkanie jest dosyć duże – duży korytarz, trzy pokoje – dwa większe i jeden mniejszy, ale oczywiście kuchnia, łazienka i toaleta mikroskopijne (ale przynajmniej te ostatnie osobno). Mieszkanie znajduje się na parterze (czyli po rosyjsku na pierwszym piętrze, przez co pierwszego dnia byłam bardzo zaskoczona, że nie muszę wchodzić po schodach, bo zapomniałam o tej małej różnicy), i z każdej strony jest zabudowany balkon. Niestety z tego powodu mój pokój jest dosyć ciemny. Mam łóżko, fotel, biurko, dobrą lampę do czytania, aż dwa wielkie lustra – i mnóóóóstwo gratów. Definitywnie mój pokój pełni głównie rolę graciarni, a kilka miesięcy w roku – pokoju dla studentki. Babuszki Rosjanki niczym nie różnią się od Annemarie. Nigdy niczego nie wyrzucają, bo a nuż się przyda. Sporo jest też książek, ale nie wiem, czy dam radę cokolwiek przeczytać. Meble – stare, też takie jak u nas w Słupsku w dużym pokoju. Ale widać, że tak źle się siostrom nie powodzi, bo wszędzie mają okna plastiki (i wewnątrz, i na balkonach), łazienka i toaleta musiały być remontowane jakiś czas temu – nowy prysznic (z wanną), ładne kafelki etc. W pokoju gościnnym nowiuśki odtwarzacz DVD i VHS. Stanowi to wszystko śmieszny kontrast z tymi starymi meblami, dywanami, lampami. A ja w szafie mam dla siebie tylko 3 półki i dwa wieszaki, bo resztę zajmują graty i… różnego rodzaju przetwory w wielkich słojach.
U moich gospodyń jest także dacza nad jeziorem (taki mały rusycyzm – przyp. korektora). Ale niestety teraz już tam nie jeżdżą, bo zaczęła się jesień. Ale mają stamtąd oczywiście mnóstwo własnych warzyw – pychota.