30.03.2009

W końcu skończyłam czytać „Among the Russians” Colina Thubrona. Książka ta znajdowała się w spisie lektur wstępnych, który dostałam po tym, jak zdałam egzaminy wstępne na UCL, ale jakoś nigdy nie miałam czasu ani wystarczająco cierpliwości, żeby ją przeczytać – jest to jedna z tych nielicznych książek, w których na każdej stronie musiałam sprawdzać średnio po pięć słów w słowniku. „Among the Russians” należy do gatunku literatury podróżniczej. Colin Thubron, Anglik urodzony w Londynie w 1939 r., wybrał się w latach 80. na samotną wyprawę samochodową po ZSRR – od Białorusi, poprzez Moskwę, Leningrad, Estonię i Litwę, po Kaukaz, Krym, Gruzję, Armenię i Ukrainę. Książka ta, wynika z moich poszukiwań na Google, nigdy nie została przetłumaczona na polski, co mnie wcale nie dziwi: to, co autor w niej opisuje i komentuje, było i jest Polakom dobrze znane. Jedynie opis jego podróży począwszy od Kaukazu wzbudził moje zainteresowanie, jako że Armenia i Gruzja to jedne z tych krain, na temat których nie mam nawet jakichś mglistych wyobrażeń. Przede wszystkim zaciekawiły mnie one ze względu na kontrast, jaki stanowią w stosunku do Rosji i jej słowiańskich ludów. Ta właśnie orientalna, południowa strona Rosji jest najbardziej tajemnicza, ciekawa i niedostępna, bo tu, w europejskiej części kraju, rzadko kiedy się z nią stykamy, poza tym moja ogólna wiedza na ich temat zbliżona jest do zera. Zdziwiłam się na przykład przeczytawszy, że Armenia to pierwszy kraj na świecie, który ogłosił chrześcijaństwo religią państwową, wcześniej niż uczyniło to Cesarstwo Rzymskie.

Thubron wyszedł z tej samotniczej wędrówki cało, choć ilości wódki, które musiał wypić przy okazji rozmów ze spotykanymi tubylcami musiały nieźle nadszarpnąć stan jego wątroby, a KGB deptało mu po piętach w każdym większym mieście. Jest on także autorem fikcji, jego ostatnia powieść („To the Last City”, 2002) była nawet nominowana do Nagrody Bookera. O dziwo wygląda na to, iż jej również nie przetłumaczono – może ja powinnam się tym zająć? 😉 Byłoby to niezłe wyzwanie, bo język Thubrona jest bardzo liryczny i pełen metafor.

Kiedyś na zajęciach w Pietrozawodsku Sasza Jakimow pokazał nam na youtube.com bardzo zabawny klip pt. „Guitar”, autorstwa niejakiego Petera Nalitcha, zaśpiewany komicznym łamanym angielskim i sfilmowany amatorską kamerą. Klip ten stał się hitem tak w Rosji, jak i za granicą, choć dopiero w kilka miesięcy po tym, jak pojawił się na serwisie. Utwór bardzo zabawny, chwytliwy i melodyjny, ale to, co mnie zauroczyło, to głos Nalitcha. Od tego czasu przesłuchałam wiele jego kawałków i muszę powiedzieć, że jak dla mnie jest tym, czego na marne szukałam w rosyjskiej telewizji i radio – tj. prawdziwym rosyjskim bardem o cudownym, rzewnym głosie, którego utwory chwytają za serce albo wręcz, jakby powiedział Rosjanin, za duszę. Ojciec 26-letniego Nalitcha był śpiewakiem operowym, sam Nalitch obecnie studiuje muzykę.

Komentowanie zamknięte.